SZKOŁA MODLITWY

SZKOŁA MODLITWY

Jest faktem BEZSPORNYM, że obecnego zapotrzebowania na modlitwę nie da się porównać z żadnym w historii. POŚPIECH, TEMPO ŻYCIA, HAŁAS, NIEPOKÓJ i NIEPEWNOŚC, a nawet TERROR, świat pełen REKLAM i ZAKŁAMANIA – stwarzają NAPIĘCIE psychiczne i wyczerpują FIZYCZNIE. Ale jest faktem RÓWNIE bezspornym, choć DZIWNYM, że wobec tych problemów modlimy się CORAZ MNIEJ. Wprawdzie MY, POLACY, mamy JESZCZE opinię narodu, który się modli: dużo ludzi w kościołach (w porównaniu z zachodem), dużo nabożeństw, procesje, pielgrzymki… A jednak ktoś powiedział, że: „MY W POLSCE NIE UMIEMY SIĘ MODLIĆ – MY MÓWIMY PACIERZE”. Czy więc pacierz nie jest modlitwą? – może nią być, a może i nie być. Św. Jan Paweł II mówił: „Ogromnie POTRZEBNA jest modlitwa, ta wielka i nieustanna modlitwa Kościoła: ŻARLIWA i WYTRWAŁA. Ona jest pierwszym frontem, na którym przesila się dobro i zło w naszym świecie. Ona toruje drogę dobru i służy przezwyciężaniu zła. Ona uprasza łaski Boże i miłosierdzie dla świata”.
A na innym miejscu: „Nie dajcie się uwieść POKUSIE, że człowiek może w pełni odnaleźć siebie odrzucając Boga, wykreślając modlitwę ze swojego życia, pozostając przy samej tylko pracy, w złudnej nadziei, że same jej wytwory bez reszty nasycą wszystkie potrzeby ludzkiego serca”.

Czym jest MODLITWA?


Definicji jest WIELE i są one RÓŻNE. Ta wielość i różnorodność wynika z faktu, że KAŻDY CZŁOWIEK MODLI SIĘ INACZEJ. Św. Teresa z Avila pisała, że „modlitwa jest PRZYJACIELSKĄ ROZMOWĄ z Bogiem, o którym wiemy, że nas KOCHA”.
Karol de Foucauld twierdził, iż „modlić się to MYŚLEĆ o Bogu kochając Go”.
Ktoś inny dodaje, że „modlitwa jest SPOTKANIEM dwóch osób, które się kochają i nawzajem poszukują”. Zauważmy, że każde z tych określeń modlitwy mówi o SPOTKANIU KOGOŚ, rozmowie z KIMŚ, myśleniu o KIMŚ, które odbywają się zawsze w klimacie MIŁOŚCI. Wyobraźmy sobie, że idziemy na dworzec kolejowy, by spotkać znajomą OSOBĘ. Chwila niepokoju: z którego wagonu wysiądzie, którym wyjściem opuści dworzec, czy jej nie MINIEMY? Aż nagle w tłumie dostrzegamy znajomą sylwetkę – JEST! I to wewnętrzne „jest” wywołuje w nas radość i dalsze reakcje. Coś PODOBNEGO powinno zaistnieć na początku każdej modlitwy. Modlitwa to spotkanie DWÓCH OSÓB – Boskiej i ludzkiej, które się KOCHAJĄ.


…Pewien stary człowiek poważnie zachorował. Jego proboszcz przyszedł go odwiedzić. Kiedy tylko wszedł do pokoju chorego, od razu dostrzegł puste krzesło, ustawione obok łóżka chorego. Ksiądz zapytał, dlaczego stoi właśnie tutaj. Stary mężczyzna odpowiedział ze słabym uśmiechem: – Wyobrażałem sobie, że na tym krześle siedzi Jezus i zanim ksiądz przyszedł, ROZMAWIAŁEM z Nim. Przez długie lata uważałem modlitwę za coś bardzo trudnego, aż pewien mój przyjaciel powiedział, że modlitwa to rozmowa z Jezusem. I teraz wyobrażam sobie Jezusa na krześle, mówię do Niego i słucham, co On mi odpowiada. Nie mam już żadnych trudności z modlitwą… Kilka dni później córka chorego przyszła do proboszcza z wiadomością, że ojciec umarł. Powiedziała: – Zostawiłam go samego tylko na dwie godziny. Kiedy po powrocie weszłam do pokoju, znalazłam go martwego. Głowę miał opartą o puste krzesło, które zawsze kazał ustawiać przy swoim łóżku.
Modlitwa to ROZMOWA.

Jest piękna, stara sentencja Ojców Kościoła: PTAKI FRUWAJĄ, RYBY PŁYWAJĄ, CZŁOWIEK SIĘ MODLI. Z tej sentencji wynika, że modlitwa leży w NATURZE człowieka. Jak w naturze ptaka leży fruwanie, jak naturalne dla ryby jest pływanie, tak NATURALNA DLA CZŁOWIEKA JEST MODLITWA. A z tego wynika, że modlitwa będzie nią w pełni, gdy WPRZĘGNIEMY w nią nasze ludzkie MYŚLI, UCZUCIA, TROSKI i BÓLE.

Podczas pielgrzymki do naszego kraju (1999) papież Jan Paweł II zachorował. Bp. Jan Chrapek w wywiadzie dla „Tygodnika Powszechnego” wspomniał wtedy o modlitwie papieża w tym właśnie dniu: „- Jest coś, o czym tylko wspomnę, bo był to jeden z najbardziej wstrząsających momentów tamtego dnia. Bardzo OSOBISTA modlitwa Ojca Świętego w kaplicy arcybiskupów krakowskich, zanim się ukazał w oknie. Jej INTENSYWNOŚĆ, a zarazem NATURALNOŚĆ, była dla mnie wstrząsająca. Prawie nikogo nie było, dwie, trzy osoby….” Red. – To była głośna modlitwa? – „Także. Proszę wybaczyć, nie chcę więcej o tym mówić.”


Z tej samej sentencji wynika także, że modlitwa jest DAREM. Jak lot jest dla ptaka darem Stwórcy, tak też darem Bożym jest modlitwa. Pisał św. Jan Paweł II:
„Tak więc w modlitwie NAJWAŻNIEJSZY jest Bóg. Najważniejszy jest Chrystus, który stale wyzwala stworzenie z niewoli zepsucia i prowadzi ku wolności, ku chwale dzieci Bożych. Najważniejszy jest Duch Święty, który przychodzi z pomocą naszej słabości. Modlitwę zawsze zaczynamy z myślą, że to jest nasza inicjatywa. Tymczasem jest to zawsze Boża inicjatywa”. Bardzo istotnej nauki o modlitwie udziela św. Paweł (Rz8,26):
„Gdy bowiem nie umiemy się modlić tak, jak trzeba, sam Duch przyczynia się za nami w błaganiach, których nie można wyrazić słowami”. Ważne jest więc, byśmy uświadomili sobie, że NIE WIEMY, JAK SIĘ MODLIĆ, w tym sensie modlitwa przypomina w pewnym stopniu ZASYPIANIE – jest to coś, czego niewątpliwie potrzebujemy, ale nie możemy tego osiągnąć gwałtem. Z punktu widzenia psychologii, zalecenia dla cierpiących na bezsenność stosują się również do modlitwy. Zamiast nękać się myślą: „MUSZĘ usnąć, muszę się modlić”, prędzej osiągniemy swoje, jeżeli będziemy myśleli: „MOGĘ usnąć, mogę się modlić”.

Modlitwa jest darem, prezentem, ale takim zarazem, który samemu trzeba odpakować.
Ks. J. Szymik pisze: „Jeśli modlitwa naprawdę jest miłością, to jej jakość należy mierzyć WIERNOŚCIĄ”. Przecież to, czy ktoś kocha rzeczywiście – mąż żonę, matka dziecko, przyjaciel przyjaciela – poznać po tym, czy jest on wobec kochanego wierny.

Myśląc o wiernej miłości pytamy: JAK CZĘSTO SIĘ MODLIĆ?


W „Tradycji Apostolskiej” – dziele Hipolita Rzymskiego z początku III wieku, znajdujemy ślady praktyki Kościoła dotyczącej codziennej modlitwy i godzin modlitwy:
„ Niech wszyscy wierni, mężczyźni i kobiety, rano, kiedy tylko przebudzą się ze snu, zanim podejmą jakiekolwiek czynności, umyją ręce (na znak oczyszczenia zarówno duchowego jaki i fizycznego) i modlą się do Boga, a następnie niech idą do swoich zajęć (…). W dniu, w którym nie ma nauki, niech każdy u siebie weźmie świętą księgę [chodzi o Biblię] i przeczyta z niej tyle i to, co wydaje mu się pożyteczne. Jeśli jesteś u siebie, módl się o trzeciej godzinie i wielbij Boga. Ale jeśli jesteś gdzieś indziej, kiedy nadejdzie ta chwila, módl się do Boga w swoim sercu, bo o tej godzinie Chrystus został przybity do drzewa. Tak samo módl się jeszcze o godzinie szóstej, bo podczas gdy Chrystus był jeszcze przybity do drzewa krzyża, dzień ten został przerwany i nastała wielka ciemność. Także i o tej godzinie trzeba wznieść modlitwę potężną. A o godzinie dziewiątej trzeba przedłużyć modlitwę i uwielbienie na wzór dusz sprawiedliwych, które wielbią Boga Prawdy, tego, który wspomniał na swoich świętych i zesłał swoje Słowo, aby ich oświecić. Gdyż o tej godzinie Chrystus, któremu bok przebito, wylał wodę i krew i rozświetlając to, co zostało z tego dnia, doprowadził go do wieczora. Módl się również zanim twoje ciało nie spocznie w łożu. Około północy, wstań, umyj sobie ręce wodą i módl się. Jeżeli obecna jest twoja żona, módlcie się razem. Jeśli jednak nie jest ona jeszcze wierząca, przejdź na modlitwę do drugiej izby; następnie powróć do łoża. Nie bądź opieszały w modlitwie”. Zauważmy jak NIEZWYKŁE są te słowa napisane osiemnaście wieków temu. Od samego początku chrześcijanie mają świadomość obowiązku modlitwy, obowiązku, który należy spełniać w świątyni ducha, jaką jest Kościół. Pewnie nasuwa się myśl, że mieli DUŻO CZASU (?)
Kardynał Jean-Marie Lustiger, zmarły w 2007 roku arcybiskup Paryża, zaskoczył kiedyś dziennikarzy błyskotliwym stwierdzeniem o modlitwie. Mianowicie na pytanie, czy ma CZAS na modlitwę, refleksję, medytację…miał odpowiedzieć: – „NIE, JA NIE MAM CZASU, JA SOBIE GO PO PROSTU BIORĘ!” Z czasem jest więc chyba tak, że my go nigdy nie mamy. Bóg nam go daje, my go mamy WZIĄĆ. Zanim odpowiemy na pytanie – czy mamy się modlić dwa, trzy… czy siedem razy w ciągu dnia, warto uświadomić sobie, że DZIEŃ MA SWÓJ RYTM. Na przykład: w życiu tych, którzy pracują i mają zasadniczo ustalony rozkład zajęć, przychodzi CHWILA, kiedy wychodzą z domu i o określonej godzinie udają się do pracy… na piechotę, samochodem, tramwajem, tam i z powrotem. To zajmuje im pewien CZAS. Dlaczego właśnie nie ZACZEPIĆ modlitwy o te chwile przeznaczone na drogę do pracy (?) Albo: załóżmy, że matka rodziny zostaje w domu. Ale ma małe dzieci, które musi zaprowadzić do szkoły, do przedszkola. Inne niezbędne zajęcia, jakie przynosi dzień: posiłki… Dlaczego tych SZCZELIN dnia nie zapełnić modlitwą (?) Jeszcze inna możliwość: być może na trasie, którą codziennie się przebywa, jest kościół czy kaplica. Warto wejść i modlić się NAWET tylko dziesięć sekund!

Powraca pytanie: Jak często się modlić? Pan Jezus naucza swoich uczniów, by modlili się NIEUSTANNIE. Święty Paweł zaś powtarza niestrudzenie, by „MODLIĆ SIĘ ZAWSZE” (2Tes1,11), ale na innym miejscu dodaje, że trzeba „WYZYSKIWAĆ CHWILĘ SPOSOBNĄ” (Ef5,16) – czyli trzeba POZBIERAĆ troskliwie małe fragmenty czasu i ZŁĄCZYĆ z nimi POSTANOWIENIE modlitwy, nawet gdyby to była mała chwilka. Ale niech to będzie ŚCISŁY OBOWIĄZEK. Jak często? Najważniejsze jest, żeby modlić się CODZIENNIE. Znamy dobrze prośbę – Ojcze nasz: „Chleba naszego powszedniego daj nam DZISIAJ” – to słowo „dzisiaj” odnosi się do wielu płaszczyzn naszego życia.


Świadectwo o modlitwie:

Kiedy nie mieliśmy jeszcze dzieci, najlepszym czasem na modlitwę było popołudnie. Po powrocie z pracy, smacznym obiadku, chwili wspólnej rozmowy z żoną, ewentualnych drobnych porządkach – w ciszy i spokoju mogłem zasiąść do Biblii i poświęcić dowolnie dużo czasu na spotkanie z Jezusem. Jedynym rywalem mogła być telewizja lub komputer, które przegrywały „w przedbiegach”. Kiedy urodziła nam się pierwsza córeczka, ilość obowiązków i prac koniecznych do wykonania gwałtownie wzrosła. Po powrocie z pracy, zmęczony, ruszałem w wir zajęć, które kończyły się późnym wieczorem. Wszystko było przepełnione radością, że jesteśmy już w trójkę. Każde osiągnięcie córeczki rekompensowało wszelkie udręki, jednak brakowało czasu na odpoczynek, na chwile spędzone tylko we dwoje, a także na modlitwę. Próbowałem w tym natłoku zajęć znaleźć choćby 15 minut dla Pana. Nawet jeśli się udawało, był to zazwyczaj czas późnym wieczorem, spędzony w półśnie. Szczerze tęskniłem za spokojną chwilą, kiedy mógłbym wczytać się w słowa Jezusa i nakarmić ich treścią. Wtedy zdecydowałem, że spróbuje wstawać wcześniej niż dotychczas. Na początku było ciężko. Walczyłem o tę 5.30 i nie zawsze się udawało. Ale po dwóch miesiącach organizm przyzwyczaił się do nowych warunków. Wypoczęty, po wstępnej pobudce, tzn. pełnej toalecie porannej, już rozbudzony, zasiadam do spotkania z Jezusem. Słowo, które czytam o poranku, mogę jeszcze rozważać w drodze do pracy. To fantastyczne uczucie: idziesz, a w sercu wciąż słyszysz czytany fragment. Zwarty i gotowy, a co najważniejsze, przygotowany „od środka” rozpoczynam kolejny dzień. Fragmentów, które dotkną mnie szczególnie, uczę się na pamięć. Na małej kartce zapisuję cytat i „wtłaczam” go do głowy na trasie autobusu linii 173. Zauważyłem, że te słowa często powracają w ciągu dnia. Wiele razy są jak tarcza – chronią mnie przed grzechem napominając, jak należy postąpić. Dziękuję Bogu, że nie zrezygnowałem – mając mnóstwo, ważnych skądinąd, powodów – bo nie miałbym nawet pojęcia, jak wiele straciłem.” Darek

Ptaki fruwają, ryby pływają, a człowiek się modli. MODLI SIĘ?

Wierność domaga się zatem CODZIENNEJ modlitwy. WARTO też modlić się CZĘSTO. Istotne jest, żeby modlitwa przenikała CAŁE NASZE ŻYCIE. A najpewniej tak się stanie, jeżeli będziemy modlić się AKTUALNĄ treścią swojego życia. Przy założeniu, że potrafimy wygospodarować „TROCHĘ” czasu dla Pana Boga, pojawia się pytanie o CZAS modlitwy – tzn.: jak długo się modlić? Odpowiadając na takie pytanie, Ojcowie Kościoła posługują się obrazem człowieka, którego DOM SIĘ PALI. Nie wygłasza on wielkich przemówień! Po prostu otwiera okno i krzyczy: PALI SIĘ! Tak samo tonący nie dba o retorykę, tylko woła: NA POMOC! Taka powinna być nasza modlitwa. Św. Augustyn mówi, że powinniśmy modlić się tak długo, jak długo trwa pewna ŻARLIWA INTENCJA. Św. Tomasz zaś powiada, że kiedy nie możemy się już dalej modlić bez ZNUDZENIA, wtedy czas przestać. Dla wielu osób okazuje się POMOCĄ wydzielenie dla siebie jakieś pół, albo całej godziny dziennie. Istnieją jednak niebezpieczeństwa takiej metody. Możemy zamknąć modlitwę w wyznaczonym czasie i przez resztę dnia wcale się nie modlić – to miałoby skutek odwrotny do zamierzonego. Możemy też wykorzystać czas przeznaczony na modlitwę dla stworzenia sobie fałszywego poczucia luksusu duchowego, poczucia bezpieczeństwa i spokojnego sumienia, to sprowadziłoby nas na manowce życia duchowego. W końcu całe życie modlitwy może wyschnąć, stając się mniej lub bardziej MECHANICZNE, z niczym nie powiązane. Trzeba CZASEM posługiwać się w sposób odpowiedni dla siebie, nie ma tu jednej RECEPTY; w modlitwie prywatnej musimy mieć pewną SWOBODĘ POSZUKIWAŃ i znaleźć sposób właściwy i odpowiedni dla siebie.


… Pewien kapłan był mocno zaniepokojony częstymi wizytami w jego kościele ubogo ubranego mężczyzny. Jego podejrzenia wzbudził przede wszystkim charakter tych wizyt. Człowiek ten wchodził, przystawał w tyle kościoła na kilka sekund, po czym wychodził. W trosce o swoje skarbonki, ksiądz kazał kościelnemu, by miał tego gościa na oku. Jednego dnia kościelny zaczepił go i zapytał, co on takiego robi w kościele. – Rozmawiam z Bogiem – padła odpowiedź. – Jak to możliwe? – pytał kościelny – zaledwie wejdziesz i już wychodzisz. I ty nazywasz to modlitwą? Na to nieznajomy odpowiedział: – Ja po prostu patrzę w górę na Niego i mówię: JEZU, TO JA JIM. Jakiś czas później ksiądz odwiedził jeden z oddziałów szpitala i tam siostra opowiedziała mu o pewnym pacjencie i zdumiewającym wpływie, jaki miał na innych pacjentów. Nikt nie wiedział, skąd się tu wziął, skąd się tu zjawił, nikt go też nie odwiedzał, ale było w nim coś niezwykłego. Skończyło się przeklinanie, z wielkim zapałem poczęto odmawiać Anioł Pański i różaniec. Słowem: ten człowiek zdawał się emanować dobrem. Gdy ksiądz podszedł do łóżka owego pacjenta, od razu rozpoznał w nim nieznajomego, którego kiedyś podejrzewał o złe zamiary. Pragnąc się czegoś nauczyć, ksiądz spytał go o modlitwę, o pełną radości pogodę ducha, i to, w jaki sposób jego obecność działa na pacjentów. – To mój GOŚĆ, ojcze – padła odpowiedź. Wiedząc, że NIKT go nie odwiedza, ksiądz już chciał się wtrącić, kiedy on zaczął ciągnąć dalej – Tak, ojcze, przychodzi do mnie każdego dnia, staje tu w nogach mojego łóżka, patrzy na mnie i mówi: JIM, TO JA – JEZUS!


W „Liście” (7,98) Zbigniew Ważydrąg opisywał krótko swoje spotkanie z ojcem Odonem:
„Jakiś czas temu spędziłem kilka dni w eremie ojców kamedułów na Bielanach. Spytałem wówczas staruszka, o. Odona: – Ojcze, jak się MODLIĆ? On bez namysłu powiedział:
– ZWYCZAJNIE, najlepiej własnymi słowami. Dwa dni później wstąpiłem do dolnego kościoła, by o 15.00 odmówić Koronkę do Bożego Miłosierdzia. Byłem wyjątkowo rozbity i rozproszony. Po chwili modlitwy zobaczyłem, że nie jestem sam. W półmroku dostrzegłem o. Odona, który wyszedł z ławki, uklęknął przed tabernakulum i wypowiedział bardzo spokojnie: BOŻE KOCHAM CIĘ, BOŻE KOCHAM CIĘ, BOŻE KOCHAM CIĘ. To miłosne wyznanie starego mnicha, jakże własne i zwyczajne, wypowiedziane z głębi serca, z głębi milczenia, poruszyło mnie tak, że nie zapomnę tego do końca życia. Było dla mnie niezwykłym świadectwem życia modlitwy. Obudziło w moim sercu pragnienie modlitwy.”


No tak… – mamy więc „TROCHĘ” czasu, chcemy się modlić… – pytanie: CZYM ten czas wypełnić?


Zasadniczo, ze względu na TREŚĆ, modlitwę można podzielić na BŁAGALNĄ, DZIĘKCZYNNĄ i CHWALEBNĄ.

Modlitwa błagalna.

Nie ulega wątpliwości, że mamy PROSIĆ Boga o różne rzeczy i prosić Go o rzeczy KONKRETNE. Flp4,6: „Prośby wasze niech się staną wiadome Bogu”.
Waga modlitwy błagalnej polega na tym, że stanowi ona część naszej podstawowej UCZCIWOŚCI wobec Boga. Św. Tomasz mówi, że modlitwa to SFORMUŁOWANIE PRAGNIENIA, a Bóg słyszy nasze pragnienia, jeszcze ZANIM je sformułujemy. Nie możemy UKRYĆ przed Nim serca i nie powinniśmy tego chcieć robić. Ujawnianie pragnień w modlitwie to przyznanie, że są one już znane Bogu, i wyznanie, że się z tego cieszymy. Kiedy nosimy w sercu jakieś pragnienia, trzeba, abyśmy OTWARCIE i UCZCIWIE o nich MÓWILI, i w tym momencie SAMA UCZCIWOŚĆ wzywa, żeby przyjrzeć się swoim pragnieniom. Jeżeli czegoś pragniemy, ale nie potrafimy zdobyć się na to, żeby się o to modlić, wstydzimy się tego i boimy, to TO konkretne pragnienie jest przynajmniej WĄTPLIWE MORALNIE i dlatego uznajemy je za NIEGODNE. W końcu: o wszystko, czego mamy prawo pragnąć, mamy też prawo się modlić. Przypomina mi się tu zabawny rysunek, humor z jakiejś gazety: pod figurką św. Antoniego klęczy kobieta w średnim wieku i modli się: „Święty Antoni, żeby mi się chłop znod, może być tyn som”. No właśnie! – CZYSTOŚĆ INTENCJI. Z modlitwą błagalną zawsze łączy się ważkie zagadnienie WIARY. Modlitwa ta przypomina, że Bóg nie jest jakimś DALEKIM Bogiem. Zbliżył się do nas bardzo i jest głęboko zaangażowany we wszystkie troski naszego życia. I w tym modlitwa błagalna jest zawsze AKTEM WIARY. W miarę jak rośnie nasza wiara, przekonujemy się coraz realniej, że Bóg jest dosłownie w każdej sytuacji. Zarazem stajemy się bardziej świadomi, że istotną ODPOWIEDZIĄ Boga na każdą modlitwę jest On sam, i że ta odpowiedź może się nie zawsze wyrażać w sposób, jakiegoś myśmy się spodziewali i chcieli.


„…Dlaczego Bóg jednych UZDRAWIA, a innych nie. Dlaczego jednym daje całe życie zdrowie, a innym daje całe życie schorowane, dlaczego tak jest? Słyszałem jak ojcu TARDIFOWI też zadawali to pytanie. Odpowiadał ze swoim spokojnym uśmiechem <<TO JEST PIERWSZE PYTANIE, JAKIE ZADAM PANU JEZUSOWI, JAK GO ZOBACZĘ W NIEBIE>>. Nie wiemy, dlaczego Jezus jednych uzdrawia, a innych nie. Gdy to mówiłem biskupowi Romanowi, opowiedział mi przygodę, jaką przeżył zanim został biskupem. Będąc w Paryżu został poproszony, żeby pomagać różnym osobom na wózkach dostać się do pociągu do Lourdes. Był wśród nich pewien sparaliżowany młody człowiek, któremu arcybiskup krakowski kard. Karol Wojtyła zorganizował pielgrzymkę. Ten młody człowiek mówił: <<Księże Romanie, jadę po CUD.>> Ks. Roman przez kilka dni gorąco się modlił: <<Boże Wszechmogący, co będzie z tym chłopcem, gdy nie odzyska władzy w nogach>>. Po kilku dniach zobaczył na peronie rozradowanego, sparaliżowanego młodego człowieka na wózku. <<Księże Romanie – chłopiec krzyczał z daleka – cud, wiem dlaczego mam siedzieć na tym wózku, wiem, że siedzę i będę na tym wózku siedział razem z Jezusem Chrystusem>>. To jest ilustracja tych słów, które już wcześniej wypowiedziałem: Jezus Chrystus zbawił nas przez POSŁUSZEŃSTWO, z jakim przyjmujemy ludzką dolę. My współzbawiamy z Jezusem przez posłuszeństwo, z jakim przyjmujemy naszą dolę. A dlaczego dola jednych jest taka, a nie inna, tego nie wiemy. Ale wiemy, że to POSŁUSZEŃSTWO WSPÓŁZBAWIA ŚWIAT, leczy ludzi od nienawiści, z przeróżnych uzależnień, lęków, niepokojów i rodzi w sercu człowieka pokój i radość, jakich nikt inny dać nie może” (ś. p. Bp. B. Dembowski)


Tak więc jest też w modlitwie błagalnej miejsce na POSŁUSZEŃSTWO. Nie znaczy to jednak, że Bogu nie można STAWIAĆ PYTAŃ. Wiara powiązana jest z pytaniem. Pamiętamy, że nawet Matka Boża pytała: „JAK MI SIĘ TO STANIE?” W chrześcijaństwie natychmiast pojawia się pytanie. Na tym polega FIDES QUAERENS INTELLECTUM. Stawianie Bogu pytań (modlitwa to w końcu: DIALOG!) nie przekreśla ZAWIERZENIA – a przeciwnie – potwierdza wiarygodność pytanego. Przecież NIE PYTAM TEGO, KOMU NIE WIERZĘ (?).


BÓG LUBI DAWAĆ! – i to stanowi podstawę wszystkich modlitw błagalnych. „WSZYSTKO JEST DO ROZDANIA” (Peraldus). Św. Katarzyna ze Sieny została pouczona, że „kiedy Bóg chce zesłać ludzkości jakieś błogosławieństwo, pobudza swoje sługi, aby się o nie modlili”. Niektórych Duch Święty obdarza zupełnie wyjątkową MISJĄ modlitwy i orędownictwa i skłania do długich i bardzo konkretnych modlitw błagalnych. Ale wszyscy musimy być gotowi służyć Bogu tego rodzaju modlitwą. Dotykamy tu MODLITWY WSTAWIENNICZEJ. Wstawiennictwo jest modlitwą prośby, która bardzo przybliża nas do modlitwy Jezusa. Flp2,4: Ten, kto się modli, niech ma na oku nie tylko swoje własne sprawy, ale też i DRUGICH”. Pierwsze wspólnoty chrześcijańskie przeżywały bardzo głęboko tę formę wspierania się, wstawiennictwo chrześcijan nie zna granic: „za wszystkich ludzi, za królów i za wszystkich sprawujących władzę, za tych którzy prześladują, za zbawienie tych, którzy odrzucają Ewangelię” (1Tm2,1-2; Rz12,14). Dlatego czymś NORMALNYM powinna być prośba skierowana do innego człowieka: POMÓDL SIĘ ZA MNIE! Pan Jezus mówi: „PROŚCIE A BĘDZIE WAM DANE”.

Niech jakimś uzupełnieniem tego wątku będzie wiersz Marii Pawlikowskiej – Jasnorzewskiej:


„Pajączek wodny prosił o dzwon
By w stawie gniazdo umościć –
Klon o wiropłat dla swoich ziarn –
Róża – o broń dla piękności.

A więc istniejesz, o łasko łask,
Skoro cię wszyscy wzywają!
Lecz trzeba umieć poprosić – tak,
Jak róża, czy klon, czy pająk…


Dziękczynienie i uwielbienie

Św. Paweł mówi, że mamy swoje prośby przedstawiać Bogu RAZEM Z DZIĘKCZYNIENIEM. Często powtarza: „i BĄDŹCIE WDZIĘCZNI”. Na pewien PRIORYTET dziękczynienia wskazuje fakt, że jedyną ofiarą składaną przez chrześcijan jest OFIARA EUCHARYSTYCZNA która jest nade wszystko wielkim DZIĘKCZYNIENIEM.


Czy Bóg potrzebuje naszego dziękczynienia? Z całą pewnością – NIE! Bóg jest PEŁNIĄ BYTU – jest doskonały i szczęśliwy bez naszych podziękowań, ALE prawidłowo ukształtowana postawa dziękczynienia CHRONI człowieka przed MARNOWANIEM i NADUŻYWANIEM Bożych darów. Modlitwa dziękczynna nie powinna ograniczać się do SŁÓW, bo w takim przypadku będzie pseudo modlitwą, o której czytamy w Iz29,13 – „Lud ten sławi Mnie tylko wargami, a jego serce z dala jest ode mnie”. Modlitwa dziękczynna jest tym prawdziwsza, im prawdziwiej przyjmujemy dary, za które Bogu dziękujemy. Modlitwa dziękczynna pomaga pełniej OTWORZYĆ SIĘ na BEZINTERESOWNĄ MIŁOŚĆ BOGA do nas i uczy przyjmować dary Boże zgodnie z zamysłem DAWCY. Pismo Święte zwraca uwagę na to, że świadomość, jak bardzo Bóg nas obdarza, powinna nas mobilizować do miłości bliźniego (Mt10,8): „Darmo otrzymaliście, darmo dawajcie”. Ponadto świadomość, że WSZYSTKO, CZYM JESTEM – za wyjątkiem grzechu – zawdzięczam Panu Bogu, chroni mnie przed WYNOSZENIEM SIĘ NAD INNYCH. 1Kor4,6 – „Cóż masz, czego byś nie otrzymał? A jeśliś otrzymał, to czemu się chełpisz, tak jakbyś nie otrzymał.”

Za jeden szczególny dar powinniśmy nosić w sobie nieustanne dziękczynienie. Chodzi o DAR PRZEBACZENIA. Takie dziękczynienie chroni nas przed POTĘPIANIEM INNYCH, nawet, gdy grzechy innych wydają się większe od naszych. Tu warto sobie przypomnieć przypowieść o faryzeuszu i celniku – Łk18,11. Generalnie: modlitwa dziękczynna pomaga nam rozpoznać i pokochać Boga, jako Tego, który jest MIŁOŚCIĄ.
Trzeba też przypomnieć sobie ewangeliczne uzdrowienie dziecięciu trędowatych – Łk17,19. Ten, który wrócił do Jezusa i upadł przed Nim na twarz, aby podziękować za dar odzyskanego zdrowia, usłyszał słowa: „Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła”. Tylko wdzięczny Samarytanin rozpoznał poprzez otrzymany dar uzdrowienia kochającego dawcę, dlatego tylko on, spośród wszystkich dziesięciu, doznał ponadto uzdrowienia duszy.
W 1Tes5,18 czytamy: „W każdym położeniu dziękujcie”. Czy należy więc dziękować Bogu również, gdy przychodzi NIEPOWODZENIE, KRZYWDA, CHOROBA? Oczywiste jest, że wolno nam wówczas, a nawet POWINNIŚMY błagać Boga o odsunięcie tego zła. Ale ZARAZEM musimy starać się, by nie zagubić postawy dziękczynnej. Bo jednocześnie, kiedy Bóg dopuszcza na nas coś złego, to udziela też daru SIŁY, aby to zło nas nie zniszczyło, lecz przeciwnie – żeby przyczyniło się do naszego dobra.

ŻYCIE ŚWIADOMOŚCIĄ ŁASKI i DARU! Chesterton pisze: „Dzieci są wdzięczne, kiedy święty Mikołaj wkłada im zabawki i słodycze w pończochy. Czyż mógłbym NIE BYĆ WDZIĘCZNY św. Mikołajowi za to, że włożył mi w prezencie do pończoch DWIE WSPANIAŁE NOGI?”

Leszek Długosz:


„Dziękuję ci Panie za to, że przemawiasz
do mnie płonącą żagwią nasturcji
Że odsłoniwszy oczy i uszy moje wywiodłeś
mnie ponad mrok i ciszę
Że mi wybaczasz moją ironię i sceptycyzm
Co w naiwności umysłu
W zadufaniu serca
Pozwalam sobie brać za mój odwet
– Za niepewność chwili
– Zbytnią dotkliwość piękna
– Niedoskonałość miłości
Żeś tak wymagający mało
By w geście pochylenia tu – wobec Najmarniejszego,
Tam – widzieć pokłon oddawany Tobie
Że mi pozwalasz – miast za innymi powtarzać
gotową swoją układać modlitwę
Żeś wszystko tak obmyślił doskonale
– Gwiazd równowagę i dla dmuchawca
nasion spadochron niezawodny
Że – Księgę Twoją usiłując czytać
Mogę jednocześnie stanowić Jej zgłoskę
Że mogąc nie być – jestem
Żeś mnie dał w najem przypadków
I godziny nieznanej
I pozwoliłeś – abym wszystko inne
I całą resztę – sam wybrał.”

Podobną, acz bardziej subtelną formą modlitwy jest UWIELBIENIE – jest ono tą formą modlitwy, w której człowiek najbardziej bezpośrednio uznaje, że BÓG jest BOGIEM, wysławia Go dla Niego samego, oddaje Mu chwałę, nie ze względu na to, co ON CZYNI, ale dlatego, ż ON JEST. Uwielbienie to ZDUMIENIE, ZACHWYT Bogiem.


Anegdota: katechetka pokazuje dzieciom zwierzaka i pyta – co TO JEST? Jak zawsze głosi się Jasiu i mówi – to jest WIEWIÓRKA, ale dla pani to i tak będzie Pan Jezus… To oczywiście skrajność! ALE: „Ziemia jest pełna NIEBA, a każdy zwykły krzew płonie Bogiem. Ale tylko ci, którzy widzą, zdejmują sandały, reszta siada i zbiera jagody”(E. B. Browning)

Uwielbienie jest modlitwą wdzięcznego , radosnego serca, przepełnionego Bożą obecnością.
Rene la Senne stwierdził: „Najdoskonalszym dowodem na istnienie Boga jest RADOŚĆ jaką odczuwam, kiedy pomyślę, że Bóg JEST.”

Modlitwa liturgiczna

Modlitwę liturgiczną zaczynamy właściwie na NOWO ODKRYWAĆ. To przede wszystkim coś, co robimy RAZEM, jako Kościół; także wtedy, gdy jesteśmy sami, nadal modlimy się jako członki JEDNEGO CIAŁA. Modlitwa liturgiczna jest w zasadzie ZAWSZE modlitwą otrzymaną. Nie jest czymś, co sami stworzyliśmy. Jest DANA. Nie ma więc w niej miejsca na osobiste KAPRYSY, HUMORY lub ZACHCIANKI ZMIENNEJ MODY. Zdarza się, że przychodzimy skrajnie przygnębieni, a liturgia oferuje nam psalmy pochwalne i „alleluja”. Albo czujemy się uskrzydleni, tymczasem liturgia wymaga o nas recytowania psalmów pokutnych. Wszystko to jest WYZWANIEM, aby na chwilę pozostawić własne nastroje i kaprysy, a nawet najpilniejsze troski, i włączyć się w inne nastroje, inne sprawy – można przekonać się wtedy, że W DAWANIU OTRZYMUJEMY. Można to nazwać rodzajem modlitwy POSŁUSZNEJ. I tu musimy ufać Duchowi Świętemu, który jest życiem i duszą liturgii, że wciągnie nas w nią w sposób, jaki uzna za stosowny. Wiele modlitw liturgii to modlitwy tych, których Kościół uznaje za świętych. I tak, jak dzieci przejmują język tych, z którymi przestają, i my możemy mieć nadzieję, że nauczymy się JĘZYKA ŚWIĘTYCH BOŻYCH, języka niebiańskiego, przestając ze świętymi i posługując się ich słowami. „Liturgia wiernie celebrowana, powinna być przedłużonym KURSEM POSZERZANIA SERCA, prowadzącym stopniowo do pełni miłości, jaką zawiera SERCE CHRYSTUSA”.

Modlitwa a CIAŁO


„A zatem proszę was, bracia… abyście dali ciała swoje na ofiarę żywą, świętą, Bogu przyjemną.” Jednym z wielkich błogosławieństw jest posiadanie kościołów. W praktyce oznacza to, że możemy się po prostu FIZYCZNIE STAWIĆ w obecności Boga, korzystając z SYMBOLU, jakim jest materialny budynek. Bóg oczywiście jest obecny WSZĘDZIE, ale wie On, jak jesteśmy zależni od fizycznych symboli. Kiedy mamy pustkę w głowie, serce znużone, lub pełne niepokoju i nawet słów już nam brakuje, wciąż jeszcze możemy po prostu upaść przed ołtarzem i DAĆ SWOJE CIAŁO jako mniej, lub bardziej żywą ofiarę Bogu. Ostatecznie czytamy, że: „SŁOWO CIAŁEM SIĘ STAŁO” – tak więc nasza religia zawiera pewien element cielesności, który powinniśmy traktować poważnie.
Psychologia człowieka uznaje, że ciało stanowi najprostszą drogę do serca. Jeden uścisk mówi nieraz więcej, niż setki słów; współczujące spojrzenie lub łagodne dotknięcie, bardziej się przyczyniają do uspokojenia zmartwionego serca, niż, Bóg wie ile, konkretnej pomocy. Tak samo nasze uczucia wyrażają się fizycznie. Z PROSTOTĄ na modlitwie trzeba przedstawić swoje ciało Bogu. Jeżeli jesteśmy zbyt zmęczeni i zbyt roztargnieni, aby stać nas było na ustną modlitwę, wciąż jeszcze możemy oddać swoje CIAŁA w jakiś inny sposób. Czasem najskuteczniejszym sposobem modlitwy jest przerwać całą tę SZALONĄ KRZĄTANINĘ i po prostu nie robić NIC – Boże… JESTEM! – może będzie to prawdziwe złożenie z siebie ofiary Bogu. Św. Tomasz poucza, że MINIMUM wymaganym do modlitwy jest INTENCJA. Św. Antoni Wielki zaś miał powiedzieć, że bodaj najlepiej się modlimy, kiedy jesteśmy tego ZUPEŁNIE NIEŚWIADOMI.


Jak modlić się ciałem?


U św. Atanazego czytamy, iż zostaliśmy stworzeni z RĘKAMI, by się nimi modlić. Mówi się też, że św. Jakub kolana miał jak wielbłąd, ponieważ tak wiele KLĘCZAŁ. Ormiańska modlitwa na początku liturgii zawiera piękną prośbę: „Tyś wyciągnął ramię w dziele stworzenia nawet ku gwiazdom na niebie: umocnij nasze ramiona, aby nasze wzniesione dłonie mogły orędować u Ciebie”. Modlitwa ciałem jest, sama w sobie, cenną częścią modlitwy – danie swojego ciała jako żywej ofiary może obejmować ruchy i gesty. Podobno pierwsi chrześcijanie bywali niezwykle energiczni. Św. Bartłomiej podobno przyklękał sto razy na dzień i sto razy w nocy. To jeszcze nic w porównaniu ze św. Dominikiem. Ten szczególnie upodobał sobie przyklękanie. Po całym dniu pracy lub podróży, ukojeniem było dla niego wejść do kościoła i na zmianę przyklękać i wstawać z niezwykłą zwinnością, zanim nie pochłonęła go spokojniejsza modlitwa. Oczywiście nie chodzi o ZAPOŻYCZANIE gestów od innych, ale o to, żeby SWOBODNIE WYRAŻAĆ SIEBIE. Kiedy jesteś zmęczony, może ci być trudno pozbierać się w cichej modlitwie, ale nic nie stoi na przeszkodzie, żebyś poszedł do swojego pokoju, ucałował krzyż, a potem może uklęknął na chwilę, czy nawet upadł na twarz przed Panem. Bóg nie stworzył nas aniołami, stworzył nas ludźmi i dlatego nasza modlitwa winna być też LUDZKA.
Św. Tomasz dobrze wiedział (a był uczniem św. Dominika), że stosowanie fizycznych, modlitewnych gestów często pociąga SERCE do pobożności. Kiedy serce jest ospałe, najlepiej zacząć od ciała. Może ono pociągnie za sobą serce i umysł. Zasada ta działa też w ODWROTNYM kierunku. Jeżeli do modlitwy popycha nas prawdziwie żarliwa pobożność, będzie ona zapewne szukała wyrazu fizycznego. Postawa ciała, którą obieramy na modlitwie, musi być WYGODNA, aby była stabilna, nieruchoma, inaczej nie uzyskamy wyciszenia duchowego (ciągłe kręcenie się). Jednocześnie nie może być ZBYT wygodna, aby nie wywoływała senności. Postawa ciała musi mieć ściśle powiązanie z postawą WEWNĘTRZNĄ. To nie może być TEATRZYK.

Trud modlitwy

Po tylu już słowach wypowiedzianych o modlitwie, można to wszytko podsumować TAKŻE powiedzeniem: „WIŚTA WIO, ŁATWO POWIEDZIEĆ!” Tak naprawdę bowiem modlitwa jest WIELKIM TRUDEM i WYSIŁKIEM. Zanim stanie się ODPOCZYNKIEM, jest WALKĄ.


W jednym z dialogów Ojców Pustyni bracia zapytali Abbę Agatona: „Ojcze, wypełnienie której cnoty wymaga największego trudu?” On rzekł im: „Wybaczcie, lecz wydaje mi się, że nic nie wymaga takiego WYSIŁKU, jak modlitwa. Ilekroć bowiem człowiek chce się modlić, zawsze nieprzyjazne duchy starają się go powstrzymać od tego, wiedząc, że nic im bardziej nie stoi na przeszkodzie, jak modlitwa płynąca do Boga. Każdy inny trud, który podejmuje człowiek o religijnym sposobie życia, choćby znoszony był długo i wytrwale, zakończy się jakimś wytchnieniem. Modlitwa natomiast ma to do siebie, że wymaga wielkiego wysiłku i walki aż do ostatniego tchnienia”.


Jakie zatem PROBLEMY, pytania i wątpliwości mogą pojawiać się w praktyce życia modlitewnego?


1. Jak się modlić, kiedy doświadczamy wielkiej pustki, kiedy wydaje się nam, że Bóg nie jest zainteresowany naszą modlitwa, kiedy po prostu NIE ODCZUWAMY JEGO OBECNOŚCI? Chyba podobny problem z modlitwą miała św. Teresa z Lisieux. Zanim wstąpiła do Karmelu, jej życie modlitewne było pełne zapału, ale kiedy znalazła się już w zakonie, kiedy miała tam wyznaczone dwie godziny modlitwy myślnej codziennie, zaczęła przeżywać wielką pustynię. Okazało się, że w jej modlitwie Bóg jest nieobecny. Tak napisała o tym w liście do swojej siostry Celiny: „Nie odczuwam w ogóle obecności Jezusa w mojej modlitwie i mój narzeczony, mój oblubieniec, wcale nie stara się ze mną rozmawiać. Zawsze jest milczący, ale nie będę się na to skarżyła. Jeśli Jezus chce spać – niech śpi. Jeżeli On śpi w tym czasie, kiedy ja mam się modlić, to nie traktuje mnie jako kogoś obcego – dlatego pozwala sobie zasnąć”. W modlitwie ważna jest WYTRWAŁOŚĆ, a Bóg na pewno JEST. Pewien starzec prawosławny mówi, że Pan Bóg jest podobny do dziewczyny, która chowa się przed swoim ukochanym. Ale nie po to, żeby od niego uciec, tylko żeby jej szukał i to szukał WYTRWALE.


2. Jak się modlić, kiedy przed oczyma wirują obrazy z całego dnia, to, co było, co będzie, w głowie wprost kłębią się myśli, sprawy i problemy? Właściwie jest to problem ZŁOŻONY i nie można wszystkich tak zwanych natrętnych myśli pakować do jednego wora. Modlitwa jest bowiem także ważnym źródłem SAMOPOZNANIA. Zanim spotkamy Boga w modlitwie, musimy WPIERW jakoś spotkać samych siebie. Modlitwa to miejsce, gdzie staję przed Bogiem bez żadnej osłony, liczy się przysłowiowa NAGA PRAWDA, a do niej potrzeba pewnej odwagi. Na modlitwie trzeba zdobywać umiejętność ROZEZNAWANIA – co jest głosem Boga, co jest moim głosem, a co pochodzi od jeszcze kogoś „innego”.
Jeżeli jakaś myśl pochodzi od Boga, to obdarza nas POKOJEM, zgodą na siebie, poczuciem wewnętrznej jedności, autentycznością, wolnością. Oczywiście – nie znaczy to wcale, że myśli pochodzące od Boga pozostawiają nas w spokoju i wprawiają w gnuśne zadowolenie. Czasem bowiem mogą być jakimś WYZWANIEM, ale wtedy stają się źródłem wewnętrznej pewności. Z myślą Boga trzeba podjąć DIALOG – z samej natury modlitwy wynika, że Bóg też chce coś powiedzieć. Myśli pochodzące od ZŁYCH DUCHÓW powodują lęk, spięcie wewnętrzne, niepewność. Przygniatają nas. Odbierają poczucie własnej WARTOŚCI i wpędzają w lęki – takie myśli trzeba starać się IGNOROWAĆ.
Trzecia kategoria tych myśli, to myśli pochodzące od nas samych. Kiedy przyjrzymy się bliżej tym myślom, okazuje się, że są one wyrazem tego, co się dzieje w naszej duszy, że ujawniają nasz prawdziwy problem wewnętrzny, którego się boimy, często są to wyrzuty sumienia. ZANIM przejdziemy do planowanej treści modlitwy – LEPIEJ spokojnie z Bogiem porozmawiać o tym, co się nasuwa – to ZAZWYCZAJ jakieś sprawy niezałatwione. Modlitwa to MIŁOŚĆ, a w miłości nie ma LĘKU. Pamiętamy, że modlitwa to przyjacielska rozmowa z Bogiem. A.S. Exupery mówił, że: „Przyjaciel to ten, co otwiera drzwi przed włóczęgą i jego kulą i kosturem postawionym w kącie i nie każe tańczyć po to, aby tańczącego oceniać. A jeśli włóczęga opowiada o wiośnie widzianej po drodze, przyjaciel to ten, co przyjmuje w siebie wiosnę. A jeżeli opowiada o grozie głodu w wiosce, z której przychodzi, przyjaciel razem z nim cierpi głód…Przyjaciel jest po to, aby cię przyjął”. Ogólnie można powiedzieć, że rozproszenia trzeba ODDAĆ BOGU: – „Boże, taki jestem, to jest we mnie – zabierz, pomóż, uzdrów!” Pewnie wiele razy modlitwa będzie się składała z samych rozproszeń i prób powrotu – i spocimy się… i wymęczy nas… – ale po czasie okaże się, że ta właśnie modlitwa była najbardziej owocna. Celem modlitwy nie jest uczucie błogości i rozczulenia, ale OSOBOWA RELACJA z Bogiem. Można więc spokojnie wyznać – „Boże, kocham Cię!”, ale można też i TRZEBA czasem krzyczeć: „BOŻE, JEST MI ŹLE, CIERPIĘ!” Trzeba jeszcze krótko wspomnieć o ODPOWIEDZIALNOŚCI za własną wyobraźnię. Człowiek jest jak GĄBKA i wchłania wszystko – z gąbki za bardzo namoczonej po prostu cieknie! Można też człowieka porównać do AKUMULATORA – jeżeli jest naładowany, to ta „energia” musi jakoś wyjść. A znaczy to, że trzeba PILNOWAĆ swoich OCZU i USZU. Bądźmy świadomi, że jest w nas jakieś zniszczenie, zanieczyszczone środowisko wewnętrzne. Są TREŚCI, które podświadomość wchłania niezależnie od nas. Ale do nich nie można świadomie dodawać innych – telewizja, nieodpowiednia rozrywka, praca, wystawianie się na szereg niepotrzebnych bodźców. Ważna jest HIGIENA MYŚLI połączona z właściwym odpoczynkiem. Bo łuk za bardzo napięty PĘKA!


3. „Duch ochoczy, ale ciało słabe”. Co robić, gdy podczas modlitwy najnormalniej w świecie ZASYPIAMY? Powróćmy znów do św. Teresy z Lisieux. Miała ona jeszcze jeden problem – nie tylko Jezus zasypiał w czasie jej modlitwy – ale Teresa czasem TEŻ! Oczywiście nie była to jej wina. Teresa wstąpiła do Karmelu w bardzo młodym wieku, miała 15 lat. Noce w Karmelu były bardzo krótkie i Teresie brakowało snu koniecznego w jej wieku. To wszystko sprawiło, że w czasie przeznaczonym na modlitwę Teresa zasypiała. Niezależnie od powodów naszego czasem zasypiania (wiek, zmęczenie, czas), warto zwrócić uwagę na argumentację św. Teresy, prowadzącą do konkluzji: „w gruncie rzeczy wcale się tym nie przejmuję”: – „Sądzę, że małe dzieci podobają się rodzicom zarówno wtedy, kiedy śpią, jak i wtedy, kiedy się obudzą” – czyli nawet, kiedy śpię, Bóg jest ze mnie zadowolony, patrzy na mnie z miłością i czułością. Wiecie dobrze, że rodzice uwielbiają patrzeć, jak ich dzieci śpią, i że w tych momentach najbardziej je kochają. Jest to rzecz bardzo ważna… Oznaczać może to mianowicie, że najważniejszą rzeczą na modlitwie jest POZWOLIĆ BOGU, BY NAS KOCHAŁ. „Sądzę również, że przed operacją lekarze usypiają chorego” – innymi słowy: być może Pan korzysta z tego snu, aby wykonać jakąś „operację na NASZYM sercu”, może w tym czasie Bóg po prostu dokonuje czegoś w moim wnętrzu (?) „Sądzę, że Pan widzi naszą ułomność i wie, że jesteśmy tylko prochem, a więc nie gorszy się naszą słabością”. Zauważmy, że ta argumentacja jest przeniknięta wielkim poczuciem humoru św. Teresy – ale w życiu duchowym potrzeba trochę humoru, który sprawia, że nie wyolbrzymiamy swoich problemów, nie dramatyzujemy. W podejściu do tego „śpiącego” problemu najważniejsza jest DOBRA WOLA i SZCZERA MIŁOŚĆ. Nie można rozpoczynając modlitwę powiedzieć – „Boże, DOBRANOC!” W całym życiu duchowym trzeba przyjąć i pokochać swoje CZŁOWIECZEŃSTWO – czyli także słabości i ograniczenia.


4. Jak się modlić, gdy pojawi się GRZECH? Częstym błędem jest fakt, że kiedy odczuwamy naszą nędzę i grzech, odsuwamy się od Boga, zaniedbujemy modlitwę i nie mamy odwagi stanąć przed Panem. To jest właściwie taka normalna reakcja ludzka – gdy człowiek zrobi coś złego, raczej UNIKA spotkań i spojrzeń. Tymczasem tu trzeba próbować siebie PRZESKOCZYĆ, bo cóż innego może nas uzdrowić skuteczniej niż Boża miłość? Kto nam może przebaczyć? Nie otrzymamy uzdrowienia przez oddalenie się od Boga, lecz wręcz odwrotnie. Co zrobić? Jak najszybciej wyspowiadać się (zasadniczo po każdym grzechu ciężkim!). Gdy jest to niemożliwe – trzeba ZROZUMIEĆ swoją winę, wzbudzić żal … i spróbować skierować modlitwę na inne tory – np. na dziękczynienie – nawet grzech – PARADOKSALNIE – pozwala nam poznać siebie i doświadczyć tego, że sami jesteśmy zupełnie BEZRADNI. Życie duchowe, modlitewne, jest rzeczywistością bardzo subtelną. Ważne jest, żeby nie „przedobrzyć”. Może stać się bowiem to duchowe życie płaszczyzną wielu napięć, stresów, a nawet nerwic – w efekcie SKRZYWIEŃ, zwłaszcza przy niewłaściwym przeżywaniu grzechu i winy. CELEM BOGA JEST DOBROĆ!


5. Są osoby, które nie potrafią sobie ułożyć obowiązków i zapominają, że Bóg jest Panem CZASU… Tu może przypowieść: „Pewnego dnia stary rabin odwiedził niespodziewanie swojego syna, którego od dzieciństwa zaprawiał w pobożności i służbie Bożej. Przekroczywszy próg domu, ujrzał syna pogrążonego w modlitwie. W kącie stała kołyska z płaczącym dzieckiem. Ojciec odczekał chwilę, a potem zapytał zdumiony: – Synu, nie słyszysz jak płacze dziecko? – Ojcze, byłem zatopiony w Bogu – tłumaczył się syn – Kto jest zatopiony w Bogu, słyszy nawet jak mucha łazi po ścianie – odpowiedział doświadczony mąż Boży”. Bóg NIGDY nie daje doświadczenia, z którym człowiek by sobie nie poradził, czyli NAJPIERW OBOWIĄZKI STANU! Jeżeli dziecko będzie płakało cały dzień i całą noc – to znaczy, że TO ma być twoja modlitwa. Najpierw ugotować obiad dla męża i dzieci, a potem studiować Biblię. Warto wspomnieć tu, że nie jest też grzechem – a o to często się ludzie oskarżają – nie uczestniczenie we Mszy Świętej ze względu na opiekę nad chorym – w tym chorym dla ciebie wtedy jest Pan Jezus!

Zakończę słowami Ojca Krzysztofa Pałysa OP: „Drugi człowiek, choćby najbliższy, może przytulić ciało, ale jedynie Chrystus potrafi przytulić DUSZĘ”. I życzę głębokiej więzi z Chrystusem!

Warto przeczytać: Simon Tugwell OP – „Modlitwa w bliskości Boga”

DJ