O pompejance. – MODLITWA JAK WULKAN
W sierpniu wraz z pielgrzymami kilku parafii miałem okazję modlić się w wielu sanktuariach i zwiedzić wiele miast Sycylii. Dopiero jednak w Pompejach okazało się, że wielu tych pielgrzymów właśnie TO miejsce uczyniło zasadniczym celem swojego pielgrzymowania na Sycylię. Dopiero po świadectwie Basi i Ryśka, którym podzielili się w autokarze, okazało się, że bardzo wielu pielgrzymów jest żywo związanych z Nowenną Pompejańską i jedzie tam – do Pompejów! – dziękować za otrzymane łaski. A ta forma modlitwy staje się coraz bardziej popularna, mimo, że jest bardzo trudna i – jeśli można tak powiedzieć – „czasochłonna”. Ale po kolei …
- MIEJSCE
Pompeje to miasto w regionie dzisiejszej Kampanii we Włoszech zniszczone w czasach Cesarstwa Rzymskiego przez erupcję wulkanu Wezuwiusz w dniu 24 sierpnia 79 roku. Popiół wulkaniczny, który zasypał Pompeje, utrwalił budowle, przedmioty oraz niektóre ciała ludzi i zwierząt, co współcześnie umożliwia obejrzenie wyglądu starożytnego rzymskiego miasta średniej wielkości i jego mieszkańców. Ruiny Pompejów położone są ok. 20 km na południowy wschód od Neapolu. Właśnie w Pompejach znajduje się dziś także Sanktuarium Matki Bożej Różańcowej z cudownym obrazem Królowej Różańca Świętego. 13 listopada 1875 roku, znany już w tym czasie z działalności apostolskiej Bartolo Longo sprowadził do Pompejów, do podupadłej parafii tenże wizerunek Maryi Różańcowej, który nazwał: „Narzędziem do realizacji jednego z największych zamierzeń Bożego Miłosierdzia”. Ten fakt ożywił religijnie miejscową społeczność. Warto poznać szczegóły związane z nabyciem obrazu i nadzwyczajne wydarzenia związane z wizerunkiem Najświętszej Maryi Panny. Zatem… Bartolo Longo gorliwy apostoł Różańca, rozpoczął starania związane z zakupem obrazu Pani Różańcowej. Rozmawiał na ten temat z zakonnikiem Alberto Radente, który opowiedział mu o obrazie, jaki pewna zakonnica, matka Conetta, przechowywała w swoim klasztorze. Zakonnik zachęcał go, by poprosił o ten wizerunek. Pierwotnie obraz ten Alberto znalazł w sklepie z rupieciami i nabył za znikomą cenę – równowartość jednego dolara. Po jakimś czasie podarował go zakonnicy. Bartolo obejrzał obraz, który bardzo się mu nie spodobał, zarówno z powodu jego nędznego stanu, jak i braku wartości artystycznych. Opisał go tymi słowami: „Nie tylko był podziurawiony przez robactwo, ale ponadto Madonna miała pospolity, typowy dla wieśniaczek, wyraz twarzy… nad głową brakowało kawałka płótna… Jej opończa cała była popękana. Nie wspomnę już o brzydocie innych postaci… Wahałem się czy mam przyjąć ten podarunek, czy też podziękować. W końcu wziąłem go”. Do tej decyzji skłoniła Bartolo matka Concetta, mówiąc: „Weź go; zobaczysz, że Matka Boża użyje tego obrazu, by zdziałać mnóstwo cudów”. Okazało się, że były to prorocze słowa. Wizerunek był za duży, by Bartolo mógł sam go przewieźć. Zawinął go więc w prześcieradło i oddał wozakowi, który przewoził różne towary między Neapolem a Pompejami. Nie znając zawartości paczki woźnica położył ją na stercie obornika, który wiózł na pobliskie pole. W ten oto „dziwny” sposób Matka Boska Różańcowa przybyła do Pompejów 13 listopada 1875 roku. Specjalnie dla Madonny Bartolo, dzięki ofiarom wiernych, wzniósł wspaniałą świątynię. Podczas budowy doszło do kilku zdumiewających cudów. Jeden z nich dotyczył dwunastoletniej dziewczynki, Clorindy Lucarelli, ofiary okrutnych epileptycznych ataków. Zrozpaczeni krewni chorej obiecali złożyć poważną ofiarę na budowę, jeśli tylko dziecko powróci do zdrowia. Clorinda wyzdrowiała w dniu, gdy wizerunek Madonny wystawiono na widok publiczny. Dwaj lekarze uznali jej wyleczenie za cud. Również cudownie wyzdrowiała później Giovannina Muta. Znajdowała się w ostatnim stadium gruźlicy, gdy znajomi nakłonili ją, by złożyła przed Maryją z Pompei pewne obietnice. Gdy 8 czerwca Madame Muta leżała w łożu, miała wizję obrazu Matki Boskiej z Pompejów, choć nigdy wcześniej go nie widziała. Maryja rzuciła jej wstążkę, na której było napisane: ,,Giovannina Muta, Dziewica z Pompejów spełni twą prośbę”. Gdy postać zniknęła, chora była już zupełnie zdrowa. Po wybudowaniu sanktuarium Bartolo poświęcił się niesieniu pomocy sierotom, pisaniu książek o historii Różańca Świętego, układaniu nowenn oraz modlitewnika dla świątyni. Cudowny obraz Matki Bożej znajduje się w głównym ołtarzu tego artystycznie ozdobionego kościoła. Umieszczony w złotej ramie kolorowy wizerunek przedstawia siedzącą na tronie Madonnę. Na jej kolanach spoczywa Dzieciątko Jezus trzymające w rączkach różaniec św. Dominika, podczas gdy Maryja trzyma różaniec św. Katarzyny ze Sieny. Papież Leon XIII powiedział: „Bóg dał nam ten wizerunek, byśmy za jego pośrednictwem zyskali łaski, które poruszą cały świat”. Ten niegdyś tak źle potraktowany obraz, zakupiony za równowartość dolara, który przybył w opłakany sposób do Pompejów, dziś ozdobiony jest diamentami i perłami, które podarowali Maryi Jej wdzięczni czciciele. Sam Bartolo Longo został beatyfikowany przez papieża Jana Pawła II 26 października 1980 roku.
- NOWENNA … „NIE DO ODPARCIA”
Z tym cudownym wizerunkiem Madonny jest związana modlitwa, która staje się coraz bardziej popularna. I jak kiedyś lawa wulkaniczna zalała Pompeje, tak dzisiaj łaska zalewa świat poprzez wstawiennictwo Matki Bożej. Nowenna ta uważana jest za niesłychanie skuteczną, zarazem zmieniającą całe życie. Pewnie dlatego, że trzeba bardzo kochać, by ofiarować za kogoś taką właśnie „trudną”, trwającą 54 dni modlitwę. Matka Boża dała obietnicę, że każdy, kto odmówi przez 54 dni różaniec modląc się o konkretną łaskę ten ją otrzyma. Jak ją „przeżywać”? Ważne jest to, by nie traktować jej magicznie i zawsze dawać Bogu wolność. Potrzeba też w tej modlitwie zaufania, wolności od nienawiści, ducha zemsty. Po początkowym znaku krzyża podajemy intencję i mówimy: „Ten różaniec odmawiam na Twoją cześć, Królowo Różańca Świętego”. Następnie odmawia się codziennie przez 27 dni różaniec (15 tajemnic! – nie trzeba odmawiać tajemnic „światła” dodanych dopiero w 2002 roku do różańca przez św. Jana Pawła II) w duchu błagalnym, dodając na koniec następującą modlitwę: „Pomnij o miłosierna Panno Różańcowa z Pompejów, jako nigdy jeszcze nie słyszano, aby ktokolwiek z czcicieli Twoich, z Różańcem Twoim, pomocy Twojej wzywający, miał być przez Ciebie opuszczony. Ach, nie gardź prośbą moją, o Matko Słowa Przedwiecznego, ale przez święty Twój Różaniec i przez upodobanie, jakie okazujesz dla Twojej świątyni w Pompejach wysłuchaj mnie dobrotliwie. Amen.” Przez następne 27 dni odmawia się różaniec w duchu dziękczynnym, dodając na końcu modlitwę następującą: „Cóż Ci dać mogę, o Królowo pełna miłości? Moje całe życie poświęcam Tobie. Ile mi sił starczy, będę rozszerzać cześć Twoją, o Dziewico Różańca Świętego z Pompejów, bo gdy Twojej pomocy wezwałem, nawiedziła mnie łaska Boża. Wszędzie będę opowiadać o miłosierdziu, które mi wyświadczyłaś. O ile zdołam będę rozszerzać nabożeństwo do Różańca Świętego, wszystkim głosić będę, jak dobrotliwie obeszłaś się ze mną, aby i niegodni, tak jak i ja, grzesznicy, z zaufaniem do Ciebie się udawali. O, gdyby cały świat wiedział jak jesteś dobra, jaką masz litość nad cierpiącymi, wszystkie stworzenia uciekałyby się do Ciebie. Amen”. Na samym końcu modlimy się modlitwą „Pod Twoją obronę” oraz trzy razy z ufnością i wiarą mówimy: „Królowo Różańca Świętego, módl się za nami!” Nie trzeba odmawiać Różańca w jednym „kawałku”, można tę modlitwę podzielić sobie na kilka (a nawet kilkanaście) części i odmawiać w ciągu całego dnia, zależnie od obowiązków. 54 dni takiej modlitwy to rzeczywiście „kawał” miłości. Prawie każdy, kto odmawia tę wyjątkową Nowennę doświadcza wielu duchowych (i nie tylko) trudności. Bardzo wyraźnie nie lubi jej diabeł.
- ŚWIADECTWO BASI I RYŚKA
Poprosiłem
Basię i Ryśka, by spisali to, co opowiedzieli w autokarze. Oto ich
opowieść: Z
Nowenną Pompejańską, zwaną „Nowenną nie do odparcia”
zetknęliśmy się po raz pierwszy 7 lat temu, gdy mąż przeczytał
w „Gościu Niedzielnym” artykuł na ten temat. Było to w czasie,
kiedy nasza córka spotkała się z chłopakiem, który był osobą
niewierzącą. Martwiło nas to, bo zdajemy sobie sprawę z tego, jak
trudno jest trwać w małżeństwie, gdy nie ma się wspólnego
solidnego fundamentu, jakim jest Bóg. Próbowaliśmy o tym
rozmawiać, jednak żadne argumenty nie trafiały, zostawała tylko
modlitwa. Mąż zachwycony artykułem od razu postanowił, że będzie
odmawiał Nowennę Pompejańską, aby za wstawiennictwem Maryi, Bóg
coś z tym zrobił. Dla mnie było to czymś nierealnym, aby
codziennie przez 54 dni odmawiać 3 Różańce. Wydawało mi się, że
nie mam na to czasu, że w całym moim zabieganiu nie dam rady,
jednak już po pierwszym dniu, gdy zobaczyłam jak mąż wytrwale się
modli, postanowiłam go w tym wesprzeć i również spróbować.
Prosiliśmy o to, żeby Bóg coś z tym zrobił, a w myślach
mieliśmy już gotowy scenariusz, jak to powinno wyglądać.
Chcieliśmy, żeby Bóg w jakiś sposób dotknął tego chłopaka,
aby i on mógł uwierzyć. Dni mijały a my trwaliśmy na modlitwie.
Czasami modlitwa jakby sama płynęła. Innym razem bardzo się
ciągnęła, szczególnie wtedy, gdy z powodu nawału obowiązków
w czasie dnia, rozpoczynaliśmy w późnych godzinach wieczornych.
Stopniowo przyzwyczailiśmy się do tej naszej codziennej wspólnej
modlitwy. Czas mijał i nic się nie działo. Zakończyliśmy Nowennę
po 54 dniach i dalej było tak samo. Zastanawialiśmy się, jaki jest
jej owoc, czy cokolwiek ta nasza modlitwa zmieniła i wtedy
uświadomiliśmy sobie, że modlitwa zmieniła nas samych. Nigdy
wcześniej nie modliliśmy się razem aż tyle. Po pewnym czasie
córka przyszła i powiedziała nam, że ma wątpliwości, co do
swojego chłopaka, że to chyba nie jest ten i ku naszemu zdziwieniu,
postanowiła zakończyć znajomość. Ta sytuacja pokazała nam, że
modlitwa przynosi owoce, jednak nie zawsze musi być tak, jak my
sobie zaplanowaliśmy. Później kilkakrotnie sięgaliśmy po
„Nowennę” w bardzo trudnych sytuacjach, jakie dotykały
naszych najbliższych i zawsze zostawaliśmy wysłuchani. W 2011 roku
zachorowałam na raka. Najpierw była operacja, potem leczenie
onkologiczne i jakoś ciągle brakowało czasu na odmawianie kolejnej
Nowenny. Było też sporo intencji, w których chcieliśmy się
modlić: moje zdrowie; powodzenie w rozwoju nowej firmy męża, którą
założył, żeby móc towarzyszyć mi w czasie choroby; modlitwa za
nasze dzieci, które założyły już swoje rodziny o dar
rodzicielstwa dla nich. Ciągle nie potrafiliśmy się zdecydować,
którą z nich wybrać, a któregoś dnia mąż przyszedł do mnie
rozpromieniony z wiadomością, że już wie, w jakiej intencji
będziemy się modlić – żebyśmy oboje zdążyli nacieszyć się
wnukami od dwójki naszych dzieci. Stwierdził, że w tej intencji
jest wszystko, bo to będzie znaczyło, że będę zdrowa, że
będziemy mieli wnuki i wszystko będzie dobrze. Bardzo rozbawiła
mnie ta intencja, ale przyznałam, że coś w tym jest i
rozpoczęliśmy kolejną Nowennę. Już po 7 dniach dowiedzieliśmy
się, że nasza córka spodziewa się dziecka. Dla mnie był to znak,
że skoro Maryja wyprosiła nam te łaskę, to ja też będę zdrowa.
Ta świadomość dawała niesamowitą siłę do walki z nowotworem.
Minęły 4 lata, jestem zdrowa, doczekaliśmy się już trójki
wnucząt, które są dla nas ogromną radością.
Na początku
tego roku przyszło nam zmierzyć się z kolejnym trudnym
doświadczeniem –zięć opuścił nasz córkę i wnuczkę. Tego
zupełnie się nie spodziewaliśmy. Nie potrafiliśmy odnaleźć się
w tej sytuacji. Nie wiedzieliśmy nawet, o co właściwie powinniśmy
się modlić. Po raz kolejny sięgnęliśmy po Nowennę Pompejańską,
która w tej sytuacji była dla nas najlepszym rozwiązaniem,
prosząc, aby Bóg, dał im to, co jest dla nich najlepsze, nie
patrząc na to, co my myślimy, co my czujemy. Córką postanowiła,
że spróbuje sprzedać dom i kupić mieszkanie w pobliżu nas, aby
móc liczyć na naszą pomoc w opiece nad wnuczką. Już następnego
dnia po rozpoczęciu Nowenny znaleźli się chętni na kupno domu a w
kolejnym tygodniu córka znalazła mieszkanie, które jej
odpowiadało. Na dzień przed zakończeniem Nowenny, choć wydawało
się to niemożliwe, córka miała sprzedany dom i odebrane klucze do
swojego nowego mieszkania. Mieliśmy nadzieję, że może jeszcze coś
się zmieni, że zięć wróci, jednak tak się nie stało, córka z
wnuczką zostały same. Widać tak jest dla nich na ten moment
najlepiej. Niedawno córka powiedziała, że przypadkowo spotkała
chłopaka, z którym wcześniej chodziła (za którego
się modliliśmy) i stwierdziła, iż to, że z nim zerwała to była
bardzo dobra decyzja. Nie wiemy, co jeszcze je czeka, nie wiemy, co
nas czeka i choć czasem bywa bardzo trudno, to mamy pewność, że
jesteśmy w dobrych rękach i ciągle dziękujemy za łaski, jakie
za pośrednictwem Maryi nieustannie otrzymujemy od Boga.
(DJ)