Święty Albert – świadectwo

G.K

A modlitwa pełna wiary będzie dla chorego ratunkiem i Pan go podźwignie, a jeśliby popełnił grzechy, będą mu odpuszczone. Wyznawajcie zatem sobie nawzajem grzechy, módlcie się jeden za drugiego, byście odzyskali zdrowie. Wielką moc posiada wytrwała modlitwa sprawiedliwego” Jk 5, 15-16.

Modlitwa za przyczyną świętych w naszym życiu była odkąd pamiętam. W małżeństwo każdy z nas wchodził ze „swoim” świętym, takim, który mu nieraz w życiu niejedno wyprosił… Prowadzenie św. Brata Alberta, który nam od blisko 10 lat patronuje dało się zauważyć w najbardziej mrocznych, ciemnych chwilach naszego życia… wracając do nich w myślach, w głowie widzę zaułki krakowskie, gdzie Brat Albert szukał Boga, w każdym człowieku… ciemne, brudne, bez nadziei… nigdy nie sądziłam, że kojarzony święty raczej z ubogimi, bezdomnymi, pokiereszowanymi przez życie ludźmi pomaga też i tym psychicznie pokręconym…

PANDEMIA to słowo jeszcze wiele lat będzie wzbudzało w nas negatywne uczucia… początkowo podobało nam się, że zostaliśmy „zmuszeni” to przebywania ze sobą – na co dzień człowiek ciągle jest w biegu, gubi to co ważne, nie ma często czasu na popatrzenie na drugiego człowieka, na wysłuchanie, wspólny śmiech i płacz… pod tym względem błogosławiony był to czas… niepokój serca jaki rodził się we mnie, zauważając niepokojące symptomy w zachowaniu Męża i to jak oddziaływuje ono na resztę rodziny skłoniło mnie, by modlić się do św. Brata Alberta (nie znając jeszcze diagnozy). Być może przyczyniły się do tego słowa naszego księdza Proboszcza i jego osobiste świadectwo zaufania Temu świętemu… a być może te ciemne zaułki, w których nie widać nawet światełka nadziei… modlitwa swoją drogą, ale trzeba też działać w Bożym prowadzeniu… .

Mgła covidowa… częste określenie jakie słyszeliśmy od różnych „ekspertów” w tej dziedzinie, rezonans, tomograf – niewielkie uszczerbki… bez znaczenia – TO NIE TO!

Depresja… Jak to? Przecież pracuje, nie leży całymi dniami, nie narzeka na bezsens swojej egzystencji, śmieje się (może rzadko, ale jednak)… o jak bardzo można się mylić i poddać się stereotypom w swoim myśleniu o tej chorobie… DIAGNOZA: depresja…

No i ta skłonność modlitwy do św. Brata Alberta nabiera sensu… nic nie dzieje się przypadkiem… cała Rodzina modli się za przyczyną św. Brata Alberta, otrzymujemy do domu relikwie świętego i wspólnie odmawiamy litanie i modlitwy… Mąż cały czas trzyma i adoruje relikwie… obraz, którego nie zapomnę nigdy… czujemy modlitwę wstawienniczą bliskich nam osób: Rodziców, rodzeństwa, księży, wspólnoty … w międzyczasie trwa terapia, farmakologia… mija prawie rok, a zamiast poprawy jest coraz gorzej… coś nie tak? Źle się modlę? Ile jeszcze uniosę? Mimo wsparcia bliskich nikt nie rozumie przez co przechodzimy… Już nie mam sił nawet na modlitwę… Wołam krótko: Boże, proszę przez wstawiennictwo św. Brata Alberta, pomóż… pokaż nam drogę, co mam robić, jak pomóc Mężowi… naszemu małżeństwu… rodzinie… reszta to tylko łzy… gorzkie i takie beznadziejne… prośba o odprawienie Mszy Świętej w intencji Męża… SMS: a co się dzieje? Wystarczyło, by podzielić się „swoim” krzyżem, by użalić się trochę nas sobą, by poprosić o jeszcze większe wsparcie modlitewne… parę słów zachęty do walki i działania wniosły w ciemną drogę odrobinę światła, która rozbudziła nadzieję… nowe kontakty – sprawdzony lekarz!

Ponowna konsultacja. Inny lekarz, inne miejsce… nowa diagnoza: CHOROBA DWUBIEGUNOWA… co to jest? COŚ co z nami żyje już dawno, ale teraz musimy się bliżej poznać i zaakceptować… nic dziwnego, że wcześniejsza terapia nie przynosiła skutku… diametralna zmiana leków, terapii (znalezienie zaufanego terapeuty Bóg załatwił już wiele lat wcześniej…, wcześniej obawiając się znajomości nie korzystaliśmy z niej) i po miesiącu było już widać poprawę w zachowaniu, w relacjach… Dziś mija 1,5 roku od diagnozy i choć wiemy, że choroba jest nieuleczalna i wymaga ciągłej pracy, to nasza droga nie jest już ciemna, brudna, bez nadziei… w sercu budzi się wdzięczność za to cierpienie i doświadczenie, bo ono jest realizacją naszego CHCEMY na pytanie kapłana „Czy chcecie wytrwać w tym związku w zdrowiu i w chorobie, w dobrej i zlej doli, aż do końca życia?”.

Święty Brat Albert ciągle nas wspiera, modlimy się przez jego wstawiennictwo nieustannie, wierzymy, że dzięki jego interwencji w tym czasie naszego życia mieliśmy blisko siebie takich ludzi, którzy nas poprowadzili w tej ciemności… nie ma przypadków… Ksiądz Proboszcz, który jest poniekąd odpowiedzialny za nas jako Pasterz, wszedł ze „swoim” świętym w nasze życie… nawet jego data urodzin zbiega się z naszym „chcemy”… przypadek? NIE WIERZĘ!