O tym, ile jestem wart…

O tym, ile jestem wart…

Jesteśmy ciągle zajęci!

Każdy nasz dzień tworzą

LUDZIE,

SPOTKANIA,

PROJEKTY,

LISTY,

TELEFONY.. – Życie podobne jest do przeładowanej walizki, pękającej w szwach…

Towarzyszy nam świadomość, że nie nadążamy, poczucie, że czegoś nie zrobiliśmy, nie spełniliśmy, nie zrealizowaliśmy, nie pamiętaliśmy, nie odwiedziliśmy, nie porozmawialiśmy…

Zatem, mimo, że jesteśmy ciągle zajęci, mamy też poczucie, że tak naprawdę NIGDY nie wypełniamy DOBRZE swoich obowiązków.

Ale ZARAZEM to „bycie zajętym” stało się pewnym sposobem życia, pewnym stylem. Jest nam głupio i czujemy się niemal winni, gdy NIE jesteśmy zajęci.

Znakiem naszych czasów mogą być żółte samoprzylepne karteczki, które neurotycznie przyklejamy na lodówkę i gdziekolwiek – wszystko… żeby NIE ZAPOMNIEĆ. Zaś stwierdzenie – „Jak zwykle jesteś zajęty!” stało się komplementem.

Dla wielu to „bycie zajętym” to tyle, co „bycie ważnym”, to pewne potwierdzenie tożsamości. To tez może wyjaśniać ten ogromny lęk wielu w obliczu emerytury.

Jeszcze bardziej od zapracowania męczące jest nasze ZAABSORBOWANIE!

Zaabsorbować się czymś, to zająć myślami CZAS i MIEJSCE na długo przedtem, ZANIM sami się w tym punkcie znajdziemy. To umysł przepełniony pytaniami – „Co będzie, jeżeli…?” – nieustanne reżyserowanie krótkich filmików wprowadza w życie ogromny niepokój i jest wprost udręką! Zawsze przygotowujemy się na ewentualności, zatem rzadko w pełni oddajemy się chwili – większość energii idzie w te właśnie lęki. I nie potrafimy w pełni cieszyć się dniem dzisiejszym, nie potrafimy cieszyć się chwilą.

Na takie zachowania mają też wpływ gazety, radio, czy telewizja – wiadomości i forma ich przekazu tworzą atmosferę zagrożenia i stałej gotowości – muzyka i tembr głosu stwarzają wrażenie nieustannego zagrożenia – nieustannie zbliża się katastrofa.

Słusznie stwierdził Fred Frith – „Prawdziwe życie zaczyna się wtedy, kiedy wyłączysz telewizor”.

I do tego cała masa reklam

– „uzdrawiająca moc chrząstki rekina…”

– „żywe kultury bakterii maja zbawienny wpływ na organizm człowieka…” ( to z kefiru!)

Jesteśmy złapani w jakąś dziwną sieć. Nasza świadomość jest często poszatkowana.

Raz jeszcze – rozliczne zajęcia i zaabsorbowanie wypełniają nam życie po brzegi. Efekt jest taki, że przy uruchamianiu mikrofalówki chcesz wpisać PIN.

To wszystko nie pozwala, by BOŻY DUCH SWOBODNIE TCHNĄŁ W NAS I ODNOWIŁ ŻYCIE!

Tymczasem to jeszcze nie wszystko – to dotyka umysłu i serca.

Ale trzeba zejść jeszcze głębiej, by diagnoza była pełna (gr. dia gnosis – poznanie na wylot).

Mianowicie na poziomie duszy często męczy nas silne uczucie niespełnienia! Ciągle zajęci, zatroskani, a jednak rzadko odczuwamy prawdziwą satysfakcję, spokój, zadomowienie. NIESPEŁNIENIE!

Częścią tego niespełnienia bywa ZNUDZENIE – wydaje się, że to, co robimy, nie ma żadnej wartości! Sporo robimy, ale nie czujemy SENSU. Paradoks naszych czasów polega na tym, że wielu z nas jest bardzo zajętych, a zarazem bardzo znudzonych – uczucie rozbicia… Życie zapełnione, a my niespełnieni…

Blisko znudzenia jest URAZA – czujemy się wykorzystani, manipulowani, wyeksploatowani i… w sercu zaczyna pojawiać się GNIEW. Myślimy – „gdyby jeszcze kozła ofiarnego można było wydoić!” (Lec). Gniew, najpierw gorący, potem zimny jest kłopotliwy i trujący.

Jednak najbardziej osłabia nas coś, co nazywamy DEPRESJĄ – nie tylko czujemy, że nasza obecność nie ma znaczenia, ale jesteśmy wręcz przekonani, że nasza obecność jest niepożądana. Czujemy się winni, że żyjemy.

Zmęczenie sprawia, że w naszym domu coraz częściej słyszymy słowa – „A dajcie mi już wszyscy święty spokój!”

Znudzenie, uraza, depresja… sprawiają, że w naszym życiu i sercu rozlega się krzyk, pytanie: „Czy jest ktoś, kogo ja tak naprawdę obchodzę?”

Obraz Brata Alberta Chmielowskiego ECCE HOMO pokazuje ile wart jest człowiek, skoro Bóg TAK wygląda!

Ten obraz to zapis duchowej drogi Brata Alberta – zaczął go malować w 1879 roku, malował go ponad 10 lat i… go nie skończył! To prawdziwe LUSTRO duszy Brata Alberta. Arcybiskup Szeptycki tak bardzo chciał dostać ten obraz, że dostał go nie dokończony. Obraz jest zapisem życia duchowego malarza, które było KONTEMPLACJĄ TWARZY JEZUSA.

Przez wiele lat na obrazie tym widniała tylko Głowa, dopiero przynaglony przez Szeptyckiego, Brat Albert namalował cała resztę. Dlaczego tak długo to trwało? Czy powodem był brak czasu, albo utrata talentu? Prawdopodobnie po namalowaniu Głowy Jezusa, tak okrutnie znieważonego, zaczął widzieć Go we wszystkich znieważonych. I Chrystus znieważony i wszystkie znieważone oblicza zaczęły go wzywać i domagać się pomocy.

W pewnym momencie Brat Albert stwierdził: „Już nie mogłem dłużej znosić tego złego życia, którym nas świat karmi. Świat złodziej wydziera co dzień i w każdej godzinie wszystko dobre z serca, wykrada miłość dla ludzi, wykrada spokój i szczęście, kradnie nam Boga i niebo. Dla tego wszystkiego wstępuję do zakonu…”

ECCE HOMO, czyli OTO CZŁOWIEK – to oczywiście słowa Piłata, które wypowiedział patrząc na Jezusa w koronie cierniowej i purpurowej szacie. Obraz zrodził się z medytacji nad tymi słowami Piłata, a nad tymi słowami medytowano całe wieki.

Co Piłat miał na myśli?

Św. Augustyn pisze: „Oto człowiek! Jeśli nienawidzicie Go jako swego króla, oszczędźcie Go teraz, kiedy widzicie Go aż tak poniżonego: Jego rozpalona hańba niech ostudzi wasza nienawiść”. Czyli – oszczędźcie go chociaż jako człowieka! Wiemy niestety, że nienawiść oskarżycieli jeszcze bardziej się rozpaliła.

Św. Tomasz z Akwinu widzi u Piłata nie tyle litość wobec Jezusa, ile pogardę wobec Niego. Według Tomasza Piłat zdaje się mówić: „zobaczcie, co zrobiłem z kimś, kogo wy oskarżyliście o to, że czyni się królem! Jak ktoś tak poniżony mógł sobie uzurpować godność królewską? Jak mogliście pomyśleć, że On mógłby być królem Żydów?” Tomasz twierdzi, ze Piłat gardzi zarówno Jezusem, jak i tymi, którzy Go oskarżają.

Także dla nas ten obraz to wielkie pytanie o godność człowieka sponiewieranego!

Jan Paweł II w „Liście o Różańcu” pisał: „…przez biczowanie, ukoronowanie cierniem, dźwiganie krzyża i śmierć na krzyżu zostaje On wydany na największe poniżenie: Ecce homo! – kto chce poznać człowieka, musi rozpoznać jego znaczenie, źródło i spełnienie w Chrystusie – Bogu, który uniża się z miłości aż do śmierci – i to śmierci krzyżowej”.

(DJ)