O Kościele…

I – KOŚCIÓŁ

W niedzielnej liturgii każdy z nas bardziej lub mniej świadomie wypowiada słowa: „Wierzę w… Kościół”. Co znaczą te słowa, jak je rozumiemy?

Kiedy biskupom zgromadzonym na Soborze Watykańskim II przyszło określić istotę Kościoła, zrezygnowali z podania definicji. Zamiast niej w soborowej Konstytucji o Kościele mamy kilkustronicowy rozdział poświęcony próbie określenia misterium, czyli TAJEMNICY Kościoła.

Czytamy tam między innymi:

Chrystus, jedyny Pośrednik, ustanowił swój Kościół święty, tę wspólnotę wiary, nadziei i miłości tu na tej ziemi, jako widzialny organizm; nieustannie go też przy życiu utrzymuje, prawdę i łaskę rozlewając przez niego na wszystkich. Wyposażona zaś w organa hierarchiczne społeczność i zarazem mistyczne Ciało Chrystusa, widzialne zrzeszenie i wspólnota duchowa, Kościół ziemski i Kościół bogaty w dary niebiańskie – nie mogą być pojmowane jako dwie rzeczy odrębne; przeciwnie, tworzą one jedną rzeczywistość złożoną, która zrasta się z pierwiastka Boskiego i ludzkiego”. (nr 8)

Trzy stwierdzenia, które zawiera ten tekst są źródłem pewnych napięć:

  1. CHRYSTUS ZAŁOŻYŁ KOŚCIÓŁ
  2. BÓG DZIAŁA W KOŚCIELE I POPRZEZ KOŚCIÓŁ
  3. KOŚCIÓŁ ZŁOŻONY JEST Z PIERWIASTKA BOSKIEGO I LUDZKIEGO.

Napięcie 1 – wokół zdania: „Chrystus założył Kościół”.

Konsekwencją tego zdania jest stwierdzenie, iż obecny Kościół jest kontynuacją wspólnoty Apostołów, którą Jezus zgromadził. Minęło prawie 2000 lat i rodzi się pytanie – jaka to kontynuacja? wierna czy nie? Dochodzimy do fałszywej alternatywy, której następstwami mogą być:

  • z jednej strony pewien kościelny fundamentalizm, który nie dostrzega błędów i niewierności chrześcijan (w skrajnych przypadkach to postawa opisana formułą: „Kościół TAK, Jezus NIE)
  • z drugiej strony odrzucenie Kościoła jako nieużytecznej przeszkody w docieraniu do prawdziwego Jezusa (postawa wyrażana przez hasło: „Jezus TAK, Kościół NIE).

Napięcie 2 – wokół zdania: „Bóg działa w Kościele i poprzez Kościół”. Chodzi tu o rozumienie roli Kościoła w naszym osobistym życiu wiary. I znowu skrajne postawy prowadzą do fałszywej alternatywy:

  • z jednej strony stwierdzenie, ze Kościół jest niepotrzebnym balastem lub nawet przeszkodą w budowaniu indywidualnej relacji z Bogiem (ja SAM – mentalność sekciarska) – wierzący niepraktykujący? („Religia poszukiwana metodą ZRÓB TO SAM ostatecznie nam nie pomaga. Jest wygodna, ale w chwili kryzysu pozostawia nas samym sobie” – BXVI)
  • z drugiej strony niejako utożsamienie Kościoła z Bogiem, które może prowadzić do wprost fanatycznego zaangażowania w działalność Kościoła BEZ rozwijania wewnętrznej, osobistej relacji do Chrystusa (swoisty klerykalizm). – praktykujący niewierzący?

Napięcie 3 – wokół zdania: „Kościół złożony jest z pierwiastka Boskiego i ludzkiego”. Łatwo tu uchwycić możliwość fałszywej alternatywy – albo Boski, albo ludzki; albo Ciało Chrystusa i sakrament zbawienia, albo czysto ludzka instytucja czy przedsiębiorstwo. W konsekwencji mamy:

  • z jednej strony usunięcie elementu ludzkiego i ubóstwienie wszystkiego, co kościelne; uznanie, że w Kościele wszystko jest doskonałe, niepodlegające krytyce, czy reformie
  • z drugiej strony zaprzeczenie jakiegokolwiek związku z Bogiem i widzenie Kościoła przez pryzmat nieżyczliwych chrześcijan (mohery lub katole!) i niewiernych księży (ci czarni!), widzenie tego Kościoła jako wielokrotnie skompromitowanej, śmiesznej instytucji, która dąży przede wszystkim do zachowania przywilejów swojej klasy zarządzającej (tak widzi Kościół większość tzw. mediów, )

My te napięcia nosimy w sobie! Czujemy, jak trudną rzeczą jest zachowanie wyważonej pozycji w każdej z tych trzech alternatyw. I dlatego odczuwamy niepokój, gdy dowiadujemy się z gazety, że gdzieś ksiądz kogoś molestował, gdy podczas imprezy rodzinnej ktoś kpi z Kościoła. Jest w nas wtedy wiele lęku, który sprawia, ze albo milkniemy, albo stajemy się agresywni.

Tak! – niełatwo jest wierzyć w Kościół:

  • który jest zarazem wierny i niewierny,
  • w którym do Chrystusa dochodzi się osobiście i za pośrednictwem instytucji,
  • który jest zarazem Ciałem Chrystusa i wspólnotą świętych i ludzką organizacją, która płaci podatki, rządzi się ludzkimi prawami i w której odbijają się nasze słabości.

Czujemy jak ważne w tym mówieniu o Kościele są te proste słowa: „i”, „zarazem”, „jednocześnie”. One sprawiają, że wspominane alternatywy są fałszywe. One decydują o równowadze, więc także o PRAWDZIE w Kościele.

Czy można krytykować Kościół?

W 1992 r. ks. Józef Tischner pisał:

Kościół, który poddaje radykalnej krytyce ten świat, z natury rzeczy prowokuje krytykę. Ale bywają puste i bywają sensowne krytyki kościoła. Sensowna krytyka Kościoła to taka krytyka, która wcześniej czy później musi stać się afirmacją Kościoła – musi przerodzić się w jego obronę. Bronić Kościoła znaczy: pokazywać, czym on naprawdę jest”.

Ojciec Tadeusz Rydzyk – to dla „równowagi! – otwarcie mówi: „Katolik musi widzieć dobro i zło w Kościele. Nie może być bezkrytycznym. (…) krytyka, zwracanie uwagi i ich przyjmowanie to może być wyraz wzajemnego zaufania. (…) Krytyka to jest forma dialogu”.

Polska rzeczywistość ukazuje, że w praktyce może to wszystko być szalenie trudne.

Ks. Tischner mówił o krytyce pustej i krytyce sensownej. Można bowiem krytykę uprawiać tylko po to, by zanegować Kościół; można też poprzez krytykę przybliżać Kościół do prawdy o nim samym. Ta pusta krytyka zadowala się wskazaniem grzechów, win i słabości, sensowna pokazuje, czym Kościół jest w swej istocie i tym samym staje się jego OBRONĄ.

A jaka jest ta istota Kościoła?

Przywołajmy jeszcze raz ks. Tischnera:

Czym jest Kościół? Jest głosem Transcendencji, która mówi do nas. (…) Bóg mówi do nas, wcielając się w głosy tego świata – w szmery, szumy, wołania ludzkie. Na tym polega paradoks obecności Boga wśród nas: głos, którym mówi Bóg, jest zarazem głosem, który przygłusza Boga. Taki jest Kościół: jest głosem i szumem, śpiewem i zgrzytem. Krytyka Kościoła polega na tym, że rozróżnia się szum od śpiewu. Trzeba tak słuchać, aby w głosach, które brzmią po ludzku, usłyszeć idącą przez dzieje wielką pieśń Boga”.

Zatem – jeszcze raz – SENSOWNA krytyka Kościoła ma pokazać, że Kościół ma oblicze i Boskie i ludzkie; że jest w nim i grzech i świętość; ze słychać w nim ludzkie szmery, ale także Boska melodię. Oczywiście – sensowna krytyka Kościoła to również sensowna krytyka NAS SAMYCH!

Bo Kościół można porównać do gigantycznego modelu naczyń połączonych – każdy z nas jest jednym z ramion tego modelu. Należymy do siebie nawzajem i zależymy od siebie nawzajem. Od mojej świętości życia zależy świętość całego Kościoła, każdy mój grzech, moja niewierność sprawia, że cały Kościół jest mniej święty! Każde ramię ma inny kształt, każdy z nas to inny duchowy kształt i to jest bogactwo Kościoła, ale i czasem źródło problemów, różne sprawy bowiem różnie czujemy i widzimy.

Słowa – wytrychy (same w sobie najczęściej słuszne, ale sposób ich używania podważa ich znaczenie…):

  1. Kościół jest jak matka, a matki się nie krytykuje…” Te słowa najczęściej znaczą: „ZAMKNIJ SIĘ” To prawda, że zasadniczo matki się nie krytykuje, ale co w sytuacji, kiedy na przykład matka pije, kiedy znęca się nad swoimi dziećmi…? Kościół jest jak MATKA, ale to wcale nie znaczy, że wszystko w nim jest godne pochwały. Dobra matka mówi swoim dzieciom: „ponieważ każdy człowiek jest grzeszny, to proszę, abyście mówiły mi, gdy zauważycie w moich słowach czy postępowaniu błędy; wiecie, ze chcę dobrze, ale nie zawsze mi się udaje – pomóżcie mi być dobrą…!” Takie uczciwe stawianie sprawy wobec dzieci nie obniża rodzicielskiego autorytetu, lecz go umacnia.
  1. Co jest złego w Kościele? Ja i ty!” Te piękne słowa Matki Teresy z Kalkuty są słusznie często przywoływane. Czy jednak nie są zbyt często używane zamiast dialogu i rzeczowej krytyki. Można tu przypomnieć zalecenie św. Ignacego z Loyoli: „Postępuj tak, jakby wszystko zależało od ciebie; pamiętaj, że wszystko zależy od Boga”, czyli – w naszym temacie – „z głębokim zaangażowaniem piętnuj przejawy zła w Kościele, a z największą pasją zwalczaj je w sobie”. Te postawę dobrze wyraża ewangelicka modlitwa: „Panie, odnów swój Kościół… i zacznij ode mnie…”

Pokusy i niebezpieczeństwa:

  1. Mentalność Kalego – kiedy ja krytykować innych, to dobrze; ale jeśli inni krytykować mnie, to niedobrze… Ktokolwiek krytykuje, musi liczyć się z tym, że też pewnie zostanie skrytykowany.
  2. Monopolizowanie jedynie słusznej krytyki – tylko ja widzę dobrze i ja mam rację. Tymczasem często punkt widzenia zależy od miejsca siedzenia. Często nie znamy wielu faktów, a wiele wiemy niestety tylko z plotek.
  3. Uogólnienie – widzenie całości przez pryzmat części. Tymczasem jeden ksiądz to nie wszyscy księża, jedna parafia to nie cały Kościół, podobnie jak jeden wierny to nie cały lud Boży! Właściwe wyważenie sądu!
  4. Resentyment – mechanizm, w którym jeśli winogrona rosną za wysoko, to sobie wmawiam, że są strasznie kwaśne.

Krytyka Kościoła musi być pokorna, podejmowana z troską i bólem, bez uproszczeń i uogólnień, z miłością do bliźniego, trzeba wiedzieć wobec kogo można pewne słowa wypowiadać, raczej nie po pięciu piwach… Mamy świadomość tego, jak dalekie od takiego podejścia są media, które traktują Kościół jak „chłopca do bicia”. Skoro Kościół ma być DOMEM to o tym, co dzieje się w DOMU nie opowiada się wszędzie i każdemu (protestanci nigdy nie opowiadają o grzechach swoich pastorów!)

Kryzys (?)

„Tym bowiem – ujmując sprawę w czysto ludzkich kategoriach – co uwierzytelnia Chrystusa, jest przecież Jego cierpienie. I właśnie cierpienie uwierzytelnia tez Kościół. Dlatego najbardziej wiarygodny staje się on tam, gdzie ma męczenników i wyznawców. Gdzie zaś jego sytuacja jest komfortowa, tam Kościół traci na wiarygodności”. (J. Ratzinger)

„Kościół jest powołany do bycia „solą ziemi i światłem świata”, a więc z ustanowienia Bożego jest wspólnotą mniejszościową”. (O. Ksawery Knotz)

“Nie powinniśmy się bać kryzysów. Kościół zrodził się z kryzysu nadziei. Kryzysy to nasza specjalność. Odmładzają nas!” (T. Radcliffe)

„Tylko ten, kto doświadczył jak (…) Kościół dźwiga ludzi, daje im ojczyznę i nadzieję, ojczyznę, która jest nadzieją: drogą do życia wiecznego, tylko ten, kto doświadczył tego, wie czym jest Kościół zarówno niegdyś, jak i obecnie”. (J. Ratzinger)

==============

II – MOJE MIEJSCE W KOŚCIELE

1. Kwestia definicji Kościoła – czym jest Kościół?

Jest rzeczywistością bardzo złożoną (Wat II – „una realitas complexa”!) – złożoną z pierwiastka Boskiego i ludzkiego, a więc z tego, co:

grzeszne i święte,

instytucjonalne i charyzmatyczne

widzialne i niewidzialne.

Według Lumen Gentium (9)Kościół to zgromadzenie ludzi, którzy z wiarą spoglądają na Jezusa Chrystusa.

(4)Kościół to lud zjednoczony jednością Ojca i Syna i Ducha Świętego.

Definicja potrójnego węzła (R. Belarmina): wiary, sakramentów i zwierzchnictwa – Kościół to zgromadzenie ludzi, którzy wyznają tę samą wiarę, przyjmują te same sakramenty i uznają zwierzchnictwo biskupa Rzymu.

Ks. Szymik – zasada wielokrotnegoI” – Kościół to Ciało Chrystusa i Lud Boży i Sakrament Zbawienia i Owczarnia i Trzoda i Rola uprawna i Oblubienica Chrystusa… itd. – te różne określenia trzeba ujmować komplementarnie!!!

2. Geneza Kościoła.

Wat II odchodzi od punktowego ujęcia genezy Kościoła.

W sensie źródła – wszystkie Trzy Osoby Boże „maczały palce” w zaistnieniu Kościoła, choć „wydarzeniowo” – Chrystus jest jego Założycielem!

W sensie czasu (kiedy?) – jeśli przyjmujemy, że Chrystus jest jego Założycielem – to trzeba tu widzieć całe WYDARZENIE Chrystusa.

KKK przypomina 6 aktów fundacyjnych Kościoła, czyli wydarzeń z życia Chrystusa, które mają wymiar eklezjotwórczy.

To: WCIELENIE, GŁOSZENIE EWANGELII, WYBÓR I USTANOWIENIE DWUNASTU, OSTATNIA WIECZERZA, MISTERIUM PASCHALNE I ZESŁANIE DUCHA ŚWIĘTEGO – Geneza Kościoła wpisuje się w EKONOMIĘ ZBAWIENIA.

Człowiek został tak stworzony, że jest głodny Boga i drugiego człowieka – jest głodny Kościoła. Jeśli mówi się także o udziale człowieka w zaistnieniu Kościoła – to zasadniczym wkładem człowieka jest akt wiary. To współpraca człowieka z Bożą łaską leży u podstaw chociażby ustanowienia kanonu ksiąg, rytów, liturgii, ustalenia liczby siedmiu sakramentów, a także struktur kościelnych.

Dzisiaj żyjemy na etapie Kościoła, który zmierza do ostatecznego spełnienia w Niebieskim Jeruzalem. Możemy powiedzieć, że Kościół nieustannie powstaje i się urzeczywistnia, a dzieje się to dzięki Duchowi Świętemu!

3. W czym tkwi wartość Kościoła?

Lumen Gentium (17)„Głosząc Ewangelię, Kościół zachęca słuchających do wierzenia i wyznawania wiary,

przygotowuje ich do chrztu,

wyrywa z niewoli błędu

i wciela w Chrystusa, aby przez miłość do Niego, dorastali do pełnej doskonałości.

Działalnością swoją sprawia, że wszelkie dobro, jakie zostało zasiane w sercach i umysłach ludzi, a także we własnych obrzędach i kulturach narodów, nie tylko nie ginie, lecz zostaje uleczone, wyniesione i dopełnione na chwałę Boga, na zawstydzenie szatana i dla szczęścia człowieka” – to pięęękny tekst!

Zatem potrzebujemy Kościoła, bo jest on sakramentem Zbawienia, a więc jego znakiem i narzędziem. Zbawienie jest nam dane, ale Kościół ukształtowany jest po to, aby człowiekowi pomóc to zbawienie przyjąć. Potrzebujemy Kościoła, gdyż sami nie damy sobie rady. Tego, co daje Kościół, nie da człowiekowi świat.

  1. A ŚWIAT ma z Kościołem poważny problem.

Niewiele jest w świecie instytucji, które budzą takie emocje, jak Kościół. Ta licząca dwa tysiące lat instytucja dla ludzi współczesnych jest poważnym zgorszeniem

PO PIERWSZE dlatego,

– że Kościół uznaje swoją wyjątkowość,

– prezentuje opinię, że jego poglądy na temat świata i człowieka są prawdziwe

– i jeszcze w tym wszystkim uznaje swoje Boskie pochodzenie.

– przekonany jest Kościół, że chrześcijaństwo jest drogą, po której człowiek może i powinien zmierzą do Boga,

– że Chrystus jest JEDYNYM Zbawicielem, a Kościół głosi nieomylną moralność, której trzeba się podporządkować!

Te stwierdzenia dla wielu współczesnych są ABSOLUTNIE NIE DO PRZYJĘCIA!!!

Dość przypomnieć burzliwe dyskusje, jakie wybuchły po opublikowaniu deklaracji „Dominus Jesus”, niemal jednym głosem potępili ją zachodni Żydzi, muzułmanie, a nawet protestanci.

Nasza cywilizacja zakłada nieufność wobec PRAWDY i niechęć do tych, którzy twierdzą, że ją posiadają. Według Jacquesa Derridy postawą współczesności jest „wyzwolenie od wszelkiej władzy zewnętrznej (…), na przykład od dogmatyki, ortodoksji, czy też autorytetów religijnych”. Odrzucane jest zatem całe chrześcijaństwo jako religia postulująca istnienie JEDNEJ PRAWDY.

Kościół Katolicki NADAL głosi – i na tym polega SKANDAL jego istnienia – że to w nim trwa prawda. W Deklaracji o Wolności Religijnej NADAL czytamy:

Wierzymy, że (…) jedyna prawdziwa religia przechowuje się w Kościele katolickim i apostolskim, któremu Pan Jezus powierzył zadanie rozszerzania jej na wszystkich ludzi”!

Mało tego! Nikt do tej pory nie odwołał dogmatu o nieomylności papieża Soboru Watykańskiego I, który stanowi, że:

gdy biskup Rzymu przemawia ex cathedra, to znaczy, gdy wykonuje urząd pasterza i nauczyciela wszystkich chrześcijan, na mocy swego najwyższego apostolskiego autorytetu określa naukę dotyczącą wiary lub moralności obowiązującą cały Kościół, dzięki opiece Boskiej obiecanej mu w osobie św. Piotra, wyróżnia się tą nieomylnością, w jaką Boski Zbawiciel chciał wyposażyć swój Kościół dla zdefiniowania nauki wiary lub moralności”.

(jeśli w tym momencie – czytając ten tekst – odczuwamy jakiś dyskomfort… to znaczy że jesteśmy dziećmi tego czasu… – jakie zatem uczucia rodzą się w nas, kiedy myślimy o Kościele, jako o tym, który głosi PRAWDĘ?)

Wielkim piewcą takiego rozumienia Kościoła był konwertyta z anglikanizmu – Chesterton – angielski publicysta i myśliciel -, który wprost stwierdzał, że przyjął chrześcijaństwo, nie dlatego, że mówiło ono prawdę w jakiejś konkretnej kwestii, ale dlatego, że w całości okazało się ono prawdziwe”. Pisał: „Jest to jedyna religia, która przekonuje nawet wtedy, gdy nie jest atrakcyjna; w końcu zawsze okazuje się, że miała rację”

PO DRUGIE dlatego, że na ten idealny obraz wspólnoty głoszącej prawdę i zachowującej miłość nakłada się jednak rzeczywistość kościelna, której daleko do ideału – czyli… wrzeszczący i nieprzyjemni księża, niszczący współbraci przełożeni, kłamiący biskupi czy nawet duchowni mający wyraźne problemy z seksualnością… – bolesne przejawy ludzkiej grzeszności!

To podwójne oblicze Kościoła świetnie opisał wybitny francuski teolog Henri de Lubac: „Kościół! Kiedy go szukam i chcę zrozumieć – gdzie mogę go znaleźć? Jakimi barwami mogę odmalować jego obraz? Czy nie są to barwy, które kłócą się ze sobą? Mówi się, że jest on święty, a ja widzę, że jest pełen grzeszników. Mówi się, że jego misją jest oderwanie człowieka od trosk doczesnych i przypominanie o powołaniu do wieczności. A ja widzę, że jest on nieustannie zajęty sprawami tego świata i tego czasu. Zapewnia się, że jest on powszechny, otwarty niczym mądrość i miłość Boga. A ja stwierdzam, że jego członkowie bojaźliwie chowają się w zamkniętych kręgach”.

I tak… było, jest… i pewnie będzie!

By przekonać się, że tak było, wystarczy popatrzeć na św. Piotra – ten, na którym Chrystus zbudował swój Kościół, trzykrotnie się Go wyparł. I nie były to zdawkowe, rzucone mimochodem słowa, ale pełne zaklinań tyrady. Niemiecki biblista Joachim Gnilka, pisze, że reakcja Piotra to „coś więcej niż wyparcie się. Piotr zaklina się i przysięga, używając przy tym najmocniejszych wyrażeń. Żyd mógł przeklinać siebie samego, swoje narodzenie, swój los”.

Potem też nie było lepiej – listy św. Pawła pełne są napomnień wobec grzeszników, których czyny do tej pory stawiają nam włosy na głowie. A przecież prawie każdy z tych listów zaczyna się od powitania „świętych”.

Przypomnieć sobie też warto Ananiasza i Safirę…

Dlaczego to wszystko? Bo Kościół jest rzeczywistością powołaną dla grzeszników, dla ich podźwignięcia z grzechu. Wykluczenie grzechu z Kościoła jest jakimś nieporozumieniem.

Dogmat chalcedoński przypomina nam, że Kościół, tak jak jego Mistrz i założyciel, pozostaje rzeczywistością teandryczną, bosko-ludzką, w pełni boską i w pełni ludzką. W praktyce życia oznacza to mniej więcej tyle, że jest on świętą i nieomylną instytucją, rodzącą wielkich świętych, która równocześnie pełna jest grzeszników. Trudno zresztą, aby było inaczej – sam Jezus mówił, że nie potrzebują lekarza zdrowi, ale ci, którzy się źle mają…

I dlatego też MY w tym Kościele jesteśmy… Ta grzeszność ludzi Kościoła – poza tym, że stanowi ISTOTNE ZGORSZENIE – uświadamia, że jest on wspólnotą, w której rzeczywiście jest miejsce dla każdego. Grzesznik, prostytutka, złodziej i trzykrotnie zapierający się Chrystusa apostoł mają w nim swoje miejsce!

Swego czasu J. Ratzinger pisał: „Przyznaję, że dla mnie ta nieświęta świętość Kościoła zawiera w sobie coś niewymownie pocieszającego!”

Każdy z nas – mam nadzieję – jest grzesznikiem! – w myśl powiedzenia Pascala – „Ludzkość dzieli się na grzeszników i na tych, którzy uważają się za sprawiedliwych”. O naszych, mniejszych, czy większych świństwach nie informują (jeszcze?) media…

Dla przypomnienia temat – „MOJE MIEJSCE W KOŚCIELE”

Kilka zagadnień, pytań, …

  1. Przeżywamy w Polsce czas transformacji – czas, w którym „wierni” stwierdzają, że nie są „wierni” i … odchodzą! – w imię prawdy to ważne i potrzebne stwierdzenie, ten czas oczyszcza – ale jest i będzie bolesny zwłaszcza dla duchownych, dla których jest to wezwanie do EWANGELIZACJI! Dzisiaj nie wystarczy już czekać w kościele (budynku!) Ewangelizacja to także wezwanie dla świeckich, którzy w tej materii często są bardziej przekonywujący („ksiądz tak, gada bo tak musi!”) Nie możemy ukrywać, że liczba ludzi w kościele maleje i to nie tylko z powodu wyjazdów do Irlandii! MUSIMY zatem uczyć się EWANGELIZOWANIA, którego oczywiście pierwszym etapem jest ŚWIADECTWO ŻYCIA! – „Kościół to nie poduszka, na której można odpocząć w poczuciu wielkości” – kard. Ch. Schonborn
  2. Myśląc „Kościół” nie możemy mieć na uwadze TYLKO duchowieństwa (tych „czarnych” lub „czerwonych”. A z tym ciągle mamy problem!
  3. Skoro wierzę, że Kościół niesie PRAWDĘ, to tę prawdę nieustannie trzeba mi odkrywać – tymczasem poziom wiedzy katolików na temat własnej wiary nadal jest żenująco niski – jakie miejsce w moim domu, życiu przypada dla Pisma Świętego, KKK, prasy katolickiej, portali religijnych w Internecie…? Jak pracuję nad własną wiarą!?
  4. Skoro wiem, że grzeszność Kościoła jest ZGORSZENIEM… – jak pracuję nad własną grzesznością? Jak pracuję nad grzesznością sióstr i braci w wierze? (modlitwa za nich, upomnienie braterskie… TAKŻE wobec duchownych!)
  5. Obecność w Kościele to wzięcie odpowiedzialności za konkretną wspólnotę parafialną. Oczywiście wszystko w zdrowych granicach i proporcjach – dla zdrowia duchowego NIE WOLNO formować się we wszystkich możliwych grupach i wspólnotach, NIE WOLNO nieść na swoich barkach wszystkich problemów i funkcji w parafii (uczyć się mówić NIE! – mama i tata NAJPIERW są RODZICAMI!) „Trwanie w syndromie mesjasza, nie jest naśladowaniem Chrystusa”. To często poważny problem! Drugi problem, jaki tu trzeba zauważyć, to ciągły jeszcze i częsty brak otwarcia duchowieństwa na świeckich – na ich mądrość, doświadczenie, dobrą radę… Zbyt często jeszcze proboszcz jest papieżem parafii – i to też pewnie będzie się zmieniało…
  6. Trzeba pamiętać, że rodzina to pierwsze SEMINARIUM DUCHOWNE! Jesteśmy odpowiedzialni za powołania i za powołanych – za swoich księży w parafiach. Także świeccy mają kapłanom pomagać na nowo rozpalić charyzmat i odnaleźć swoją tożsamość. Wymagajcie od kapłana właściwego poziomu, troszczcie się o to, by miał właściwą dawkę modlitwy. Jeśli ksiądz ma dziwną skłonność, żeby was codziennie (albo nawet co dwa dni) odwiedzać to się – broń Boże! – nie cieszcie, bo to znaczy, że on przeżywa GŁĘBOKI KRYZYS! Warto z nim wtedy szczerze porozmawiać i o tę kapłańską tożsamość „zahaczyć” – JEDYNĄ miłością kapłana musi być Chrystus!

Martwimy się o Kościół… zauważając, że „wiernych” ubywa… Trzeba się martwić o tych ludzi, ale nie trzeba się martwić o Kościół w kategoriach „ilości” – nigdzie nie jest powiedziane, że kiedy Jezus powtórnie przyjdzie, Kościół będzie wielkim tłumem.

Kard. J. Ratzinger napisał kiedyś prorocze (?) słowa: „Kościół przyszłości będzie Kościołem uduchowionym. Stanie się Kościołem ubogim, Kościołem maluczkich. Zagubieni ludzie odkryją wówczas, być może w małej garstce chrześcijan coś zupełnie nowego: NADZIEJĘ, której pragnęli, odpowiedź, której w skrytości serca zawsze szukali”.

ŹRÓDŁA – teksty Papieża Benedykta XVI, książki i wykłady Ks. Prof. Jerzego Szymika i …inne

(DJ)